Przyszedłem na ten spektakl jak Scrooge z nędzną połówką kostki mlecznej czekolady. Do tego tuż przed przedstawieniem czułem się jak jego siostrzeniec Fred na miesiąc przed świętami – nieuregulowane rachunki i niespłacone kredyty w irlandzkim banku... Wejściówką na przedstawienie były przyniesione przez uczniów czekolady i batoniki. Patrzyłem z niedowierzaniem na wielkie torby słodyczy przydźwigane przez rodziców dzień wcześniej, bo „Opowieść wigilijna” miała swoją prapremierę wieczorem 16 grudnia. „Skąpy jesteś” - pomyślałem. „Niewierny jak Tomasz - bo po przedstawieniu nie uwierzyłeś w przemianę Scrooge'a i tę swoją marną czekoladę ofiarowałeś Bobowi, z którym łatwo jest się utożsamić”. Po raz pierwszy w życiu widziałem taką ilość słodyczy - spontanicznie darowanych potrzebującym przez rodziców, nauczycieli i uczniów. To był efekt zorganizowanej - przy okazji inscenizacji „Opowieści wigilijnej” Dickensa - akcji charytatywnej. Takie „góry słodyczy” przynosi twórcza praca nauczyciela i uczniów - Wasza Miłość i Wiara.
Nie będę pisał, jak dziewczęta w blogowych komentarzach do tekstu „Aniakuki” „A Christmas Carol in I LO”, że po przedstawieniu zakochałem się w śpiewającym Grzesiu Jędrysiaku. Mnie nie wypada. Ja na spektaklu po cichu z nim śpiewałem. Grześ jest już "prawie zawodowcem". Tak pracującej przepony i świadomego mocy instrumentu swego ciała młodego piosenkarza dawno w Namysłowie nie widziałem i nie słyszałem.
Zaskoczyła mnie Magda Mazepka. Ona nie tylko bezbłędnie recytuje, pięknie śpiewa, ale nawet przygrywa na pianinie. Jej duet z Kasią Macoch też był piękny. Sporo muzyki i dobrego świątecznego śpiewu w rytmach Franka Sinatry i Billa Crosby'ego – to najmocniej zapamiętane i zatrzymane – nie tylko w moim sercu i pamięci - elementy spektaklu.
Lubię Świąteczne Zaduszki. Takie tylko niby straszne spotkania z duchami. One w przestrzeni scenicznej nieprzystosowanej dla potrzeb teatru auli I LO wyglądały w godzinach porannych niewiarygodnie. Pomyślcie jednak, co musieli przeżyć dzień wcześniej wieczorem przy zgaszonych światłach zaproszeni goście. Co moglibyśmy przeżyć, gdyby inscenizacja odbyła się w przestrzeni NOK-u? Nie tylko zapach świątecznego cynamonu i pomarańczy, ale powaga spotkania podświadomości ze światem niewidzialnym, ze swoją przeszłością, teraźniejszością innych rozgrywającą się w innej przestrzeni – i wreszcie naszą przyszłością. Czy podczas Wieczoru Wigilijnego nie spotyka nas duchowe doświadczenie Scrooge'a? Przecież przy stole z białym obrusem wspominamy bliskich zmarłych, myślimy o krewnych zasiadających przy innych stołach, z nadzieją patrzymy na czekającą nas przyszłość. Serce Scrooge'a kruszeje - a My, jak Człowiek Marnotrawny, jeszcze przed Wigilią, razem z nim. W tym tkwi wieczna siła i magia dzieła Dickensa, siła i magia tego przedwigilijnego spektaklu.
Jak tu pisać recenzję i nie wspomnieć o grze Scrooge'a. Dobrosława Franków ma swój ekspresjonistyczny styl gry. Nie wszystkim może on odpowiadać. Dla mnie taki styl i osobowość aktorska są znakiem dojrzałości. A trudna rola skąpego starca przeżywającego metamorfozę, charakterystycznie i z werwą odegrana przez Dobrosławę, tylko potwierdza, że jej talent się rozwija. Mam jednak wrażenie, że ta ekspresja była wymuszona interpersonalnymi reakcjami na linii: Scrooge - Bob. Bob powinien się bardziej lękać swego pracodawcy. A było to niezwykle trudne do zagrania, bo sceniczny Bob (Natalia Czyrny) to najlepszy przyjaciel scenicznego Scrooge'a. (W pozostałych kwestiach Bob zagrał bardzo dobrze). Dobrosława krzykiem i ekspresyjnym gestem jaby upominała się o należny jej respekt. Genialne dzieci i artyści bywaja poza tym scenicznymi despotami, a ci uwielbiają krzyczeć.
Ale o artystycznej klasie zespołu świadczą sceny epizodyczne. Były przednio zagrane. Niekiedy pikantnie i z polotem. Myślę o scenie z panienkami lekkich obyczajów przerzucającymi ubrania zdarte z nieboszczyka Scrooge'a. Wypowiedzieć bardzo swobodnie kwestię w jezyku angielskim, a później jeszcze swobodniej się roześmiać - to była aktorska klasa. Ewelinie Gałce i Dominice Tomickiej przyznaję za ten epizod... "swojego scenicznego Oscara".
Z rozmowy z Anią Kubiak-Łopion, anglistką I LO i spirytus movens całego przedsięwzięcia, wiem, że staranne kostiumy dla całego zespołu były zdobywane tym razem nie w lumpeksach, ale w szafach rodzinnych uczniów. Profesjonalny dźwięk i dobra scenografia dopełniały całość bardzo poważnej inscenizacji. To było przecież 45 minut gry w języku angielskim - bez pomyłek i zająknięć. Spektakl powinien być odnotowany przez kroniki kulturalne szkoły i Namysłowa. Zwłaszcza, że zaszczycili go swoją obecnością wojewoda opolski Ryszard Wilczyński, starosta Sławomir Hinborch oraz Szanowni Liczni Rodzice i Goście. Za co Im z Serca Dziękujemy.
P>S> 1 Nie byłbym sobą gdybym sobie towarzysko nie pofolgował i nie podworował. Myślę, że tato wojewoda był dumny z angielszczyzny i gry syna Maćka, który wcielił sie podczas spektaklu w pewnego siebie i szczęśliwego Freda, siostrzeńca Scrooge'a. Uważnie też przyglądał się grze sympatii syna, czyli Madzi:)) Ona też się nam podobała - i jako dziewczyna, i jako aktorka.
P>S> 2 Dzięki, Unpredictable, za spostrzeżenie z nasza magiczną szkolną sową-uszatką. Ona również patronowała otwarciu szkolnej Galerii na Poddaszu. Wtedy zdjęcia zrobiła jej Madzia Jaźwiec. Zamieszczam te fotki. Może nasza uszatka na modrzewiu to będzie przyszłe logo I LO?
Czyż nie jest piękna - i taka mądra?
Dodanych komentarzy: 4
Re: Tekst dla RedNacz - recenzja
W zupełności zgadzam się. Grzesiu ma niezwykle mocny głos, który dobitnie przeszył mnie, gdy zamknęłam oczy i słuchałam.
Magda już nie raz umilała nam różnorakie szkolne imprezy swą grą na pianinie, co wychodzi jej znakomicie
Nawet dzisiaj, przy niekorzystnym oświetleniu i tak panował magiczny nastrój.
Może to przypadek, ale podczas drugiej tury przedstawienia na drzewie, zaraz za oknem auli, siedziała sowa. Jej też napewno się spodobało ;))
Sowa uszatka z I LO
Właśnie pod recenzją zamieściłem zdjęcia Madzi Jaźwiec. Przedstawia ono naszą sowę uszatkę z modrzewia I LO patronującą inscenizacji "Opowieści wigilijnej". To też magia spektaklu. W pewnym sensie genius loci - nasz skrzydlaty duch władający i opiekujący się miejscem.
Re: "Opowieść przedwigilijna"
Rewelacyjny tekst!
pozdrawiam serdecznie.
:)
Re: "Opowieść przedwigilijna"
Cieszę się, że mogłem recenzować coś, co było - i jeszcze przecież jest - piękne. Dziękuje za pozdrowienia i uznanie. Takie słowa są dla piszącego jak tlen. Pozdrawiam Wszystkich Moich Czytelników.