Polecane firmy: Klub Biznesu Biznes.Space

Wielkie nieobecne jubileuszowych uroczystości... " Zaduszki"

Są dwie polonistki I Liceum Ogólnokształcącego w Namysłowie, które odbiły piętno na moich włóknach serca i mięśniach rozumu. To paradoks - nigdy nie byłem na ich lekcjach, a jednak ulegałem ich przemożnym genetycznym wpływom. Pierwsza z nich to profesor Natalia Horodyska, ziemianka o kresowej duszy, nauczyciel jezyka polskiego i animatorka narodowego tańca i kultury. Znam ją tylko z łagodnego i ciepłego spojrzenia bijącego ze starych szkolnych fotografii i opowieści o cierpieniu dotykającym Jej rodzinę. Była wychowawczynią zmarlej w wieku 27 lat mojej mamy i jej polonistką.

Jeśli do modyfikacji genetycznych dochodzi nawet drogą pokarmową, to jej wpływ na mnie musi być właśnie przemożny.  Podmuch skrzydeł motyla, Jej przedwojenny ethos nauczyciela-polonisty, układał mój polonistyczny łańcuch DNA, tworzący dwa humanistyczne serca, dwa humanistyczne rozumy - matki i syna matki.

Drugą z nich jest profesor Kazimiera Faszczewska. Zupełnie niedawno zacząłem sie zastanawiać, na czym polega ta alchemia łącząca uczniów z  "nieobecną" zwykle na uroczystościach jubileuszowych polonistką. Zrozumialem to przed kilku dniami. Jako młodszy brat swojej siostry Elżbiety trzymałem się długo jej siostrzanej spódnicy. Podążałem za nią czytając ksiażki-nagrody ofiarowane siostrze-recytatorce przez Jej polonistkę, panią profesor Kazimierę Faszczewską. Ukradkiem spoglądałem na lekcjach języka polskiego w Opolu w stare zeszyty siostry. One to ugruntowały mój polonistyczny klasowy prestiż, kształtowały podskórnie język przyszłego elektryka-polonisty. Ateizowany programowo - broniłem się Borgesem-nagrodą siostry. Z tego niewielkiego wyboru utworów argentyńskiego pisarza - "Powszechnej historii nikczemności" - pochodzi np. "Mały dowód na istnienie Boga". Właśnie przed paroma dniami przeze mnie w blogu przywołany. Powtarzam go, licząc pod powieką lecące ponad mną klucze gęsi, a przede wszystkim rzadkich metafizycznych żurawi...

Dodanych komentarzy: 2

Miałem zaszczyt przez pół roku być uczonym przez prof. K. Faszczewską, nie należałem do wybitnych uczniów, kiedy omawialiśmy lektury pytała o cały szereg szczegółów, które nam wydawały się nieistotne. Po latach dopiero zrozumiałem, ze umiejętność dostrzegania szczegółu sprawia że można zrozumieć całość otaczającego nas świata. Podobnie jak Borges, niewidomy kustosz biblioteki narodowej w Argentynie, patrzył sercem, więcej widział gdyż wzrok nie przeszkadzał mu w uważnym dostrzeganiu szczegółu. Najdziwniejsze jest jednak to, ze wartość ludzi,którzy odegrali w naszym życiu istotną role w naszym kształtowaniu zauważamy po latach - kiedy ich już nie ma. Nie mamy możliwości powiedzieć im DZIĘKUJĘ.Możemy tylko swoją postawą i życiem sprawić aby inni wiedzieli, iż Uczyli mnie najwybitniejsi nauczyciele tamtego czasu.

Piękny był ten patos i wreszcie pierwsza wypowiedź prawdziwego ucznia prof. Kazimiery Faszczewskiej. Czekałem na Was, Uczniowie prof. Faszczewskiej dość długo. Właściwie od 1995 roku - 14 lat. Niektórzy z Was obiecali mi napisanie wspomnień o swojej Wychowaczyni. W żadnym z pamiątkowych wydawnictw nie znalazły się, jak do tej pory, wspomnieniowe wypowiedzi o Waszej Pani Profesor. Siedziałem z Wami podczas Jubileuszu 50-LECIA LO. I wiem, że potraficie o Waszej Polonistce pięknie opowiadać. Może teraz jest ku temu najlepsza okazja. Wspominacie Najwybitnieszego Nauczyciela-Króla Ducha tamtego czasu.

I własnie  przeniesienie nauczyciela w stan metafizyczny, w stan ducha, sprawiło, że KTOŚ, kto miał kontakt z Panią Profesor tylko pół roku napisał tak piękny tekst.

Obyś cudze dzieci uczył! - klątwa czy schody do wieczności? Raczej to drugie, ale dopiero po śmierci? Bo kocha się to, czego człowiekowi brak. To Platon, a właściwie Sokrates - nauczyciel tego pierwszego. Do tego wysławiany przez swojego najlepszego ucznia dopiero po jego wielkiej śmierci. Więc wszystko polega na pięknej sztuce umierania? Ono to zapewnia nam-nauczycielom nieśmiertelność? To byłoby zbyt proste.

Trudna sztuka życia, rola odegrana tak, aby na emerytalną starość zasłużyć sobie na gromkie oklaski i "Sto lat" przy pełnej widowiskowej sali. - Tak jak w 1995 roku nieżyjący już profesor Florian Marcinkowski!...

Ja jednak zauważam, że świat stanął na głowie, wszystko na opak. Samotni nauczyciele zaczynają pisać wspomnienia o swoich najlepszych uczniach.

Czy mogę zmagać się z takim światem?  - Wybieram srebro - mowę, by nie być samotnym nauczycielem w średnim wieku.

Stary Nauczyciel - wybierze zawsze złotą godność.