O tym, w czym byłby lepszy od obecnego burmistrza i dlaczego w polityce nie należy mówić nigdy - mówi Grzegorz Kubat.
Kolejnego z kandydatów odpytywany przez Namyslowianie.pl,
W zbliżających się wyborach samorządowych staartuje pan na stanowisko burmistrza Namysłowa, podobnie jak i pana obecny szef, Krzysztof Kuchczyński. Czy to taka wyborcza taktyka?
- To nie taktyka, a partnerstwo. Szanujemy siebie nawzajem, choć ja reprezentuję zupełnie inny, niezależny komitet wyborczy. Reprezentuję inny kierunek i innych wyborców. To jest na zasadzie takiego pogłębienia demokracji. To, że współpracyjemy razem to nie oznacza, że jeden od drugiego jest zależny. Podkreślam, że jesteśmy partnerami. [b] A w czym pan, jako burmistrz, byłby lepszy od obecnego burmistrza?[/b] - Może nie lepszy. Ja bym tego w takich kategoriach nie ujmował. Po prostu niektóre rzeczy inaczej widzę i inaczej bym pracował. Nie chcę, by odbierane to było na zasadzie rywalizacji. ja mam swoją wizję, którą wyniosłem z pracy w samorządzie i wiem, że jestem w stanie pewne rzeczy zrealizować. Nie chcę tu mówić dokładnie i konkretnie o co chodzi z prostego powodu - najpierw trzeba wygrać wybory. Na pewno przez najbliższe dwa lata trzeba kontynuować ciężką pracę pozyskiwania środków strukturalnych. Nie ma czasu na żadne eksperymenty. W tych dwóch latach będą jeszcze dostępne środki, które pozostały i ewentualnie podział z krajowej rezerwy. Na pewno województwo opolskie na taki podział się załapie. Musimy więc jak najwięcej tych pieniędzy zdobyć. Jak wiadomo budżet gminy może generować od trzech do - przy bardzo dobrej koniunkturze - pięciu milionów złotych rocznie środków inwestycyjnych. Proszę zauważyć, że my w przeciągu roku realizujemy około 30 milionów złotych inwestycji. To są w większości środki zewnętrzne. Pieniądze gminy to tylko udział własny, a reszta to musi być z zewnątrz. Inaczej będziemy stali w miejscu. Trzeba zrobić wszystko, by je wykorzystać, bo za dwa lub trzy lata ich już nie będzie.
Mimo wszystko podrąże temat konkurencji wyborczej aktualnego wiceburmistrza z burmistrzem. W jaki sposób chce pan przekonać do siebie elektorat, który opowiada się za Krzysztofem Kuchczyńskim?
- Nie chcę wypowiadać się na temat innych kandydatów. Przekonuję wyborców do siebie, a nie zniechęcam do innych. Mogę przekonywać, że mam duże doświadczenie, bo przeszedłem wszystkie szczeble samorządu. Nie jest prawdą, jak wielu się wydaje, że jak ktoś utorował komuś drogę to wystarczy usiąść sobie na wygodnym fotelu, założyć sobie nogi na biurko i sobie posiedzieć. Począwszy od gminy, powiatu i w województwie, tam nie ma czasu na zabawę.
Dlaczego pan odszedł z SLD? Czy, jak twierdzi Andrzej Spór, zachował się pan nie fair i było to obliczone na rozbicie namysłowskiego Sojuszu?
- Takie twierdzenie mogą wysnuwać tylko ludzie słabi, którzy nie mają wizji i perspektywy rozwoju własnej formacji. Odszedłem, gdyż moja wizja tej formacji była zupełnie inna od wizji Andrzeja Spóra. Najpierw trzeba pokazać, że coś się umie. Że staramy się pracować na rzecz środowiska i ludzi ale przez okrągłą kadencję. To nie może być tak, że na miesiąc przed wyborami pisze się różnego rodzaju manifesty i odezwy, bo te czasy minęły. Wyborcy muszą nas postrzegać jako ludzi kompetentnych i potrafiących coś zrobić. Nie mówię o wielkich rzeczach, tylko o naszym lokalnym podwórku. Uważam, że zarówno partie prawicowe, jak i lewicowe popełniają ten sam błąd. Skupiając się na własnych utarczkach i wojenkach zamykają się na środowisko, w którym funkcjonują. Dlatego politycy są tak źle postrzegani przez społeczeństwo. Bez względu na to co będą mówić koledzy, ja już nie będę podejmował tego tematu. Uważam, że takie sprawy powinno się roztrząsać we własnym gronie, bo są to sprawy wewnatrzformacyjne. Na pewno nie pójdę już do żadnej innej formacji, choć propozycji dostaję dużo.
Proszę wymienić trzy najważniejsze sprawy, problemy, które jako burmistrz będzie chciał pan rozwiązać w ciągu najbliższych czterech lat.
- Najistotniejszą sprawą jest rozładowanie zatorów komunikacyjnych w mieście. Wiadomo, że sytuację rozwiązałaby obwodnica. Nie ma się jednak co łudzić. Przez następne 5 lat będzie to trudny temat. Póki co trzeba się skupić na innych rozwiązaniach. Po pierwsze: przebudowa drogi z Kamiennej do Łączan i Ziemiełowic. Po drugie: przebudowanie ul. Fabrycznej do Łączan i do Ziemiołowic, by wypuścić pierwszy ruch, który idzie z kierunku Kępna, Warszawy i Poznania. Chodzi o to, by nie puszczać ten ruch na rondo przy Pl. Wolności ale spróbować rozrzedzić go już wcześniej. Środki na to by były, choćby z tzw. schetynówki, bowiem jest to łączność dróg: krajowej z wojewódzką i powiatową. Dodatkowym plusem takiego rozwiązania jest to, że ten ruch skierowalibyśmy w 75 pocentach przez tereny niezamieszkane, więc nie stanowiłby on uciążliwości. Drugim problemem jest udrożnienie dróg wewnątrz miasta. Jak wiadomo szykujemy przebudowę południowej obwodnicy centrum miasta, od browaru, koło dworca do ul. Piłsudskiego. W ten sposób odciążylibyśmy ścisłe centrum. Wydaje mi się, że w przyszłości będzie można zwiększyć ruch na ul. Dubois. Od 3 Maja tak przebudować tę ulicę, by skierować ruch w kierunku urzędu miejskiego i tam go z powrotem wypuścić. Dzięki temu rozładujemy ruch w samym rynku. Kolejną ważną kwestią jest likwidacja barier architektonicznych dla osób niepełnosprawnych. Należy przyjżeć się wsystkim ciągom komunikacyjnym, pieszo-rowerowym, czy mają odpowiednie zjazdy i możliwość łączenia się i komunikowania z następnymi. Już nad tym pracujemy. Trzeba także jeden z ciągów pieszych na ul. Jana Pawła II przystosować pod ruch rowerowy. W tym celu był już składany wniosek do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Należy jeszcze raz go zgłosić. Wystarczy, by po jednej stronie, na chodniku, puścić ruch rowerowy, a na drugiej pieszy. To nie będzie idealne rozwiązanie ale poprawi bezpieczeństwo w tym rejonie.
Kto będzie stanowił trzon kadry zarządzającej finansami, administracją, inwestycjami w urzędzie po pana ewentualnej wygranej w wyborach?
- To daleko idące pytanie. Najpierw trzeba uzyskać akceptację wyborców. Jednak absolutnie nie przewiduję żadnych diametralnych zmian w tym względzie. Jeśli chodzi o finanse, to mamy młodą, dobrze przygotowaną kadrę. Z drugiej strony nie może być tak, że nagle pojawi się ktoś, kto nie zna realiów, nie siedzi w finansach gminy. Tu się nie da eksperymentować, bo to kosztuje nie tylko sam urząd ale i mieszkańców. Patrząc na urząd, to tu pracuje dużo młodych osób. Ja się nie zaliczam do starszego pokolenia ale jestem tu jednym ze starszych pracowników. Oczywiście jak każdy szef, ktokolwiek by nim nie był, wprowadzę swój styl pracy. Każdy z pracujących tutaj musi wiedzieć, że ta praca jest swego rodzaju misją.
Jaka jest zdolność koalicyjna pańskiego ugrupowania? jakich koalicji po wyborach możemy się spodziewać?
- Nawiąże do ostatniego wywiadu z panem Andrzejem Spórem na Namyslowianie.pl. Powiedział, że w polityce obowiązuje zasada, by nigdy nie mówić nigdy. Porozumienia mają czemuś służyć. Jeśli służą tylko temu, by kogoś wyeliminować albo zrobić komuś krzywdę, to lepiej, by takie porozumienie nigdy nie nastąpiło. Porozumienie ma poprawić jakość naszej pracy, żeby służyła lokalnemu środowisku. Mnie jest przykro z powodu szyderczego tonu pana Spóra, który twierdzi, że jestem dla niego za słabym przeciwnikiem. Życzę mu, by przeszedł to co ja przeszedłem. Nie powinno się tak mówić o innych ludziach. Nawet jeśli mają inne zdanie, to są to potencjalni partnerzy. Nie wykluczam żadnej koalicji i nigdy nie będę używał takiego języka, bo jeśli tylko pojawi się możliwość, byśmy się porozumieli tylko dlatego by zrealizować coś w naszej gminie, to trzeba to zrobić. Tu to, czy ja kogoś lubię, czy nie lubię nie ma znaczenia, bo na tym polega bycie politykiem. Prywatne emocje nie mają tu racji bytu. Tego nam w Namysłowie brakuje. Mamy wielu polityków, którzy myślą emocjami. Jestem za jednomandatowymi okręgami, bo one sprawią, że porozumienia będą zawierane w sprawie, idei a nie z powodów politycznych, czy doktrynalnych.
Pytanie, które zadaję wszystkim kandydatom: co pan będzie robił po ewentualnej przegranej w wyborach? Jaki mam pan pomysł na swoje życie poza urzędem?
- To trudne pytanie, bo wiele lat spędziłem w samorządzie. Natomiast wiele lat przepracowałem także w przemyśle lekkim, nie jestem tylko tzw. urzędasem. Pracowałem m.in. w Towarzystwie Handlu Zagranicznego. Nie jestem więc całkowicie uzalezniony od samorządu. Na pewno trzeba będzie się w jakiś sposób przeformować. Nie będzie to jednak łatwe, bo nie ukrywam, że mam już swoje lata. Jednak nie można w takiej sytuacji się załamywać. Jeśli tylko zdrowie pozwoli, będę szukał innych rozwiązań. Jak nie tu, to gdzieś indziej.