O swoim domniemanym politycznym powrocie do Namysłowa, szansach na zgodną współpracę ze starostą Michałem Ilnickim oraz o dalszych działaniach dotyczących drogi Głuszyna-Brzezinka w rozmowie z portalem Namyslowianie.pl opowiada wojewoda opolski Ryszard Wilczyński.
Czy planuje Pan powrót do Namysłowa?
- Sformułowanie "powrót do Namysłowa" jest ciekawym sformułowaniem, bo ja jestem w Namysłowie prowadząc miejscową strukturę Platformy Obywatelskiej, a mieszkam w Nowym Folwarku, wciąż (ku utrapieniu namysłowskiej władzy) na terenie gminy Namysłów i powiatu.
Mam na myśli "powrót polityczny". Wg Pańskich oponentów, za ostatnimi decyzjami wojewody dotyczącymi starostwa i powiatu stoi właśnie chęć powrotu na namysłowską scenę polityczną.
- Rząd Donalda Tuska pracuje. Jestem urzędującym wojewodą, a dopóki premier ma do mnie zaufanie, to będę dalej pełnił swoją obecną funkcję.
A czy ma Pan poczucie, że kala Pan własne gniazdo? Bo i takie zarzuty się pojawiają.
- Musiałbym wiedzieć w jakiej kwestii?
Ten osąd przewija się w wypowiedziach Pańskich przeciwników politycznych. Zarzucają Panu nadgorliwość w kontrolowaniu swojego macierzystego powiatu. Teraz powiatowi mogą grozić poważne konsekwencje.
- Zapewne chodzi o fatalny sposób poprowadzenia przez powiat inwestycji znanej jako droga Głuszyna-Brzezinka, czy tak?
Mam na myśli Pańską decyzję w sprawie unieważnienia decyzji starosty w sprawie rozbudowy tej drogi.
- Niestety w całym cyklu przygotowania i realizacji, inwestycja przebudowy drogi powiatowej Głuszyna - Brzezinka była i nadal jest obarczona nie jednym, a wieloma błędami, nieprawidłowościami i niejasnościami. Wykazał to nadzór wojewody (tj. moi urzędnicy) i Regionalna Izba Obrachunkowa – można o tym poczytać na stronie internetowej RIO i Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego, gdzie zamieszczone jest moje wystąpienie do Rady Powiatu. W kwestii architektoniczno-budowlanej, gdzie wojewoda jest organem nadzoru, to te nieprawidłowości spowodowały unieważnienie pozwolenia na budowę. Była to decyzja uzasadniona, a obecnie ostateczna.
A konsekwencje?
- Gro środków na projekt było ze źródeł unijnych – ich wydatkowanie wymaga szczególnej staranności. I ów brak staranności, a nie kontrola wojewody, będzie przyczyną ewentualnej konieczności zwrotu środków, jak przypuszczam najwyżej w części - ale nie jest to mój obszar działania, tylko zarządu województwa. Urząd Marszałkowski oceni wagę nieprawidłowości, szczególnie tych związanych z faktycznym niezakończeniem inwestycji. Nie można mylić skutków z przyczyną. To tak, jakby twierdzić: nie ma grzechu, póki nikt nie widzi. To oczywiście jest mentalność Kalego i takiej trzeba się przeciwstawić, a ja muszę się przeciwstawić. Funkcja wojewody to niewdzięczną rola nadzoru i działanie bez względu na to, czy się pochodzi z tego miejsca, czy z innego.
Czy możemy już mówić o wojnie namysłowsko-opolskiej, czy powiatowo-rządowej?
- Z mojej strony bynajmniej nie dobiegają wojenne okrzyki. To jest normalne działanie organu. Chcę przypomnieć, że Ryszard Wilczyński to osoba sprawująca urząd; w sensie prawnym organ administracji publicznej działający poprzez urząd wojewódzki. Moje relacje z panem starostą, to relacja organu z organem, a nie są to relacje równorzędne. W stosunku do zadań z zakresu administracji rządowej jestem organem nadzoru i odwoławczym. Starosta podlega kontroli. Tu nie ma nic osobistego. Jako urzędnik starosta musi się tej kontroli po prostu poddać i honorować jej wyniki. Oczywiście służą mu procedury odwoławcze, z których korzysta. W tej chwili mamy stan braku pozwolenia na budowę tej drogi i starosta, naprawiając swe błędy, musi takie pozwolenie uzyskać. Starosta winien się na tym skupić, a nie na podnoszeniu wrzawy, tumultu, a nawet rokoszu (odmowa udostępnienia dokumentacji spraw z zakresu nadzoru geodezyjnego), by zamaskować swoje błędy. Obecnie działa w sposób, który nie licuje z urzędem starosty - stricte politycznie z myślą o populistycznej reakcji elektoratu, dla którego liczy się materialny wynik a nie strona prawna jego osiągnięcia. W państwie prawa zasada cel uświęca środki nie obowiązuje.
Jakich dalszych działań się możemy teraz spodziewać w sprawie tej drogi?
- Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego oddalił odwołanie Starosty, co oznacza, że decyzja wojewody o uchyleniu pozwolenia budowy jest prawomocna. Teraz trzeba przystąpić do sanacji stanu tam, gdzie były nieprawidłowości. One były w kilku obszarach: wejścia na działki, które nie były w dyspozycji starostwa, w niechlujstwie projektu budowlanego i w kolizji z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. Co ciekawe większości problemów starosta by uniknął, gdyby zastosował tzw. spec ustawę drogową i uzyskał ZRID - zezwolenie na realizacje inwestycji drogowej. Wymagało to tylko dobrej znajomości prawa, czego zabrakło. Jeżeli teraz pan starosta będzie nieprawidłowości usuwał - ale zgodnie z prawem, a nie kruczkami i wybiegami jak to stara się robić w kwestii nieruchomości - no to będzie mógł w którymś momencie wydać pozwolenie na budowę, które będzie już prawidłowe. Nadzór wojewody nie będzie miał podstaw tego pozwolenia na budowę wzruszać. Na tym Starosta powinien się koncentrować, bo będzie kwitowany za wykonanie tej inwestycji poprzez wymogi wydatkowania środków unijnych. Jednak prowadzi wojnę, co również, na zasadzie odwetu, czyni wobec mnie jako osobie fizycznej.
Czy w sprawie drogi Głuszyna – Brzezinka możemy się spodziewać doniesień do prokuratury?
- Sprawa ta ma wiele wątków: geodezyjnego przygotowania, projektowania, wyłonienia wykonawcy (jednoznaczne ustalenia RIO o nieprawidłowym wyłonieniu wykonawcy), przeprowadzenia robót, ich odbioru, rozliczenia środków, „darowizny” ze strony wykonawcy na rzecz powiatu. Jak wiele w tym niejasności niech świadczy interpelacja złożona przez radnego Adam Maciąga. Jest co wyjaśniać. Natomiast nieprawidłowości będące w moim nadzorze, z zakresu administracji architektoniczno-budowlanej, mają konsekwencje prawne dla powiatu ale nie karne.
Użyto w tym przypadku określenie: „rażące naruszenia prawa”. Wypadałoby więc postawić kropkę nad „i” i zgłosić doniesienie do prokuratury.
- Już wyjaśniłem, że nie ma takich podstaw. Swoją drogą naruszenia prawa nie mierzy się metrami kwadratowymi, do czego problem chce sprowadzić starosta, tylko zakresem niezgodności postępowania z opisaną prawem procedurą. Jeżeli ktoś mówi: to są drobiazgi, to chodzi o jakieś drobne odcinki, czy drobne metry kwadratowe, to przecież można było z góry założyć prawidłowy sposób postępowania. W tym przypadku byłoby to uzyskanie zezwolenia na realizację inwestycji drogowej tzw. ZRID i gdyby starosta poszedł tą ścieżką, to w ogóle nie miałby żadnych problemów na tym odcinku drogi. Zrobił zupełnie coś innego.
Również chodzi tutaj o to, że trzeba eliminować złe przypadki postępowania i takie działania nadzorcze również mają tą funkcję prewencyjną i edukacyjną. Starosta musi przyjąć do wiadomości, że ponad 60 proc. jego decyzji zaskarżanych do wojewody, jako do organu nadzoru, jest uchylane. Przeciętnie w województwie ten wskaźnik wynosi 38 proc., Ma więc tutaj Starosta spory obszar do naprawy.
Czy te dane dotyczą tylko obecnej kadencji?
- Dwóch ostatnich lat. Jeżeli coś nie wyszło, to trzeba po prostu powiedzieć: nie wyszło, jest coś do zrobienia, do poprawy, a nie obrażać się na cały świat. Trzeba mieć trochę pokory i poczucia służebności, które pozwala urzędnikowi powiedzieć przepraszam, nie wyszło – zdarza się.
Wspomniał Pan o słowie „przepraszam”, a jak pan zapewne wie w świecie polityki to słowo jest towarem wielce deficytowym. Czy cała sprawa nie jest grą wyborczą?
- Ze strony wojewody jako organu nie. Ze strony starosty tak, co już wykazałem. Natomiast opozycja, w naturalny sposób dąży do wyjaśnienia, również do uogólnienia przypadku pokazując niedobór kompetencji, albo nawet złą wolę. To jest dość oczywiste i naturalne.
Odwołam się do próby opozycji wyjaśnienia przyczyn skandalicznego zimowego utrzymania dróg. Tutaj wyjdę z roli wojewody. Mówię to jako przewodniczący Platformy Obywatelskiej, który obserwował to zdarzenie.
Okazało się, że wyjaśnienie i wyciągniecie konsekwencji jest niewykonalne w tej radzie powiatu i przy tym zarządzie. Wszyscy mieszkańcy fatalnego stanu dróg doświadczyli, a rada i zarząd szły w zaparte, że tak nie było. Trzeba to ocenić. Układ polityczny, który ślepo i poddańczo oddał się jednemu liderowi jest z gruntu zły i zmurszały, bo nie jest w stanie stanąć po stronie interesu publicznego. Właśnie przykład zimowego utrzymania dróg był testem na to, jak nisko sprawowanie władzy upadło w powiecie.
Czy jest jeszcze szansa na zakopanie topora wojennego ze starostą?
- Mam za sobą dwa lata bardzo dobrej współpracy z powiatem. Może dlatego że byłem po prostu potrzebny, bo były duże tematy - ukończenie Domu Pomocy Społecznej, rozbudowa Straży Pożarnej i pomniejsze. No i skończyła się sielanka. Teraz zaczęła się wojna o kwestie, które do tej wojny nie upoważniają. Starosta nie dopuszcza myśli, by życie polityczne w Namysłowie było pluralistyczne i polegało na zdrowej rywalizacji. Jednak mamy do czynienia z całkowitym zawłaszczeniem życia publicznego we wszystkich jego aspektach, z niemal całkowitym podporządkowaniem wszelkich sfer na zasadzie absolutnej i pełnej lojalności i wiernopoddańczego posłuszeństwa.
Czy będąc wojewodą powinien się Pan angażować w takie lokalne polityczne spory?
- Biorąc pod uwagę specyfikę naszej lokalności to pełnienie dwóch ról, tej roli urzędnika państwowego wysokiego szczebla i roli polityka lokalnego, jest trudne. Mógłbym powiedzieć o wiele więcej i o wiele ostrzej w wielu kwestiach, ale tego nie robię. To dlatego, że mimo wszytko istnieje jednak potrzeba elementarnego klimatu do współdziałania.
Chętnie bym widział w swoim otoczeniu osoby, które miałyby zdecydowanie wyższy temperament polityczny. Dzięki którym problemy widziane były by w sposób ostry i dobrze artykułowany.
A’propos takich osób z Pańskiego otoczenia – co się dzieje z kandydatem Platformy Obywatelskiej na burmistrza Namysłowa?
- Pan Jacek Płaczek jest osobą, która jest czynna w życiu społecznym, jako prezes Lokalnej Grupy Działania, która prężnie działa, w tym dzieląc unijne środki w ramach LEADERa. LGD, na przykład zgłosiła projekt, który jest w tej chwili jedynym projektem współpracy międzynarodowej wśród wszystkich lokalnych grup działania w Polsce, a jest ich 300!
Jacek Płaczek to człowiek energiczny i może być dobrym kandydatem i alternatywą. Przemawia za nim dorobek życiowy, zawodowy i społeczny uzyskany w miejscu, gdzie mieszka, wie jak rozwijać lokalne wspólnoty, ma pomysły. Przede wszystkim chce i umie działać dla ludzi i z ludźmi, tak jak chce PO – na rzecz budowy społeczeństwa obywatelskiego.
Interpelacja radnego Adama Maciąga do starosty Michałą Ilnickiego. O zapytaniu wspomina w wywiadzie wojewoda Ryszard Wilczyński. Gdy zostanie na nie udzielona również ją opublikujemy: