Tej jesieni, jak co roku, wybrałem się w podróż po Europie. Francja, sery, Barcelona, Gaudi i zatłoczone włoskie plaże zdążyły mi zbrzydnąć parę sezonów temu, co skłoniło mnie do innowacyjnej zmiany planów. Nie, żeby pomysłowość była moją słabą stroną. Piszę książki, więc prawdopodobnie wydaje wam się, że, jak każdy inny pisarz, mam wybujałe ego, palę stanowczo za dużo papierosów i wlewam w siebie litry kawy dziennie. I tak jest. Może to część naszego dziedzictwa, a może po prostu musimy czymś zajmować sterane ręce, gdy nie tworzymy nowego maszynopisu. Ale wracając do tematu podróży – wyruszam z Moskwy już jutro. Moje nudne, szare spodnie są spakowane, a wypłowiała marynarka wisi niewyprasowana, patrząc na mnie błagalnie. Ale nie dam jej tej satysfakcji bycia bez skazy, bo nic w życiu nie jest.
Zatrzymałem się w Polsce na kilka dni. Zobaczę to, co według znawców jest dziedzictwem kulturowym. Cokolwiek to tak naprawdę znaczy. Teraz siedzę na ławce. Z jednej strony spogląda na mnie wiekowy i zmęczony ciągłymi blaskami fleszy Japończyków Zamek Królewski, z drugiej- uspokaja mnie rzeka.
- Przepraszam, ma pan może zapalniczkę? - nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos nieznajomego. Wcześniej nie zwróciłem na niego uwagi. Ot zwykły, młody chłopak. Jednak mój art radar był nastawiony na najwyższą częstotliwość. Z jego twarzy bił blask chęci tworzenia. Już nieraz słyszałem, że w Krakowie wielu się takich kręci.
- Tak, oczywiście – bezzwłocznie podałem narzędzie do powolnego zabijania.
Wyczułem swoim starym nosem, że mam tu do czynienia z kimś nietuzinkowym. Nieznajomy usiadł ponownie na ławce. Zabrał się do palenia i jednoczesnego pisania, co wcześniej niewątpliwie mi umknęło. Duże słowo „Błędy” na górze kartki, to jedyne, co udało mi się zobaczyć z odległości półtora metra. Okulary okularami, ale człowiek i tak ślepy. To nie pierwszy raz jak zapatrzyłem się na kogoś z taką intensywnością.
- Pomóc w czymś? - głos znowu wyrwał mnie z prywatnego bigosu myśli.
- Tak w zasadzie – szybko zdecydowałem skonsternowany – nawet się sobie nie przedstawiliśmy, Michaił Bułhakow – podałem rękę komuś, kto zaraz przestanie być bezimienny.
- Jakub Małecki. Zbieżność nazwisk, jak podejrzewam? - zapytał z zaciekawioną miną młody człowiek.
- Jeżeli ma mnie pan za tego pisarza, to w rzeczy samej, chyba nim jestem – odparłem
z uśmieszkiem na ustach. Bycie tym, kim jestem, często owocowało w sytuacje, które łatwo później nazwać zabawnymi anegdotkami.
- Nnn... nie wierzę! Bułhakow! Kłamstwem byłoby nie przyznać, że ma pan znaczący wpływ na moją własną twórczość. Pańska powieść „Mistrz i Małgorzata” w szczególności.
- Zaciekawił mnie pan, niewątpliwie. Więc, co pan tam tworzy? - spytałem.
- Starałem się stworzyć książkę, której głównym przesłaniem jest, jakkolwiek banalnie
to brzmi, walka dobra za złem. Cała akcja dzieje się w zwyczajnym na pozór mieście - Poznaniu. Napisałem parę opowiadań, które rozpoczynają całą powieść. Poznajemy między innymi człowieka, który myśli, że popadł w obłęd, sprzedawcę hot-dogów, podającego smaczną przekąskę wraz z własnym językiem, mężczyznę na targu, sprzedającego uzależniające bardziej niż heroina pomarańcze, a także historie sprzedanej na allegro fotografii obłąkanego chłopca. Pozornie te historie nie mają ze sobą nic wspólnego, a jednak próbowałem napisać je tak, aby bohaterowie poszczególnych opowiadań, poprzez plotki i rozmowy, słyszeli o sobie nawzajem, przez co wszystkie te historie przeplatają się, tworząc surrealistyczną, mroczną i niepokojącą całość. Jednak dopiero kiedy czytelnik przejdzie do głównej części utworu, zda sobie sprawę, że było to tylko swoiste preludium, mające na celu wprowadzenie nastroju, który bez wątpienia będzie czytającemu towarzyszyć już do samego końca.
- Czyli, jak wnioskuję z treści opowiadań, będzie to przesycona absurdem groteska - stwierdziłem, ale dość niepewnie.
- Nie lubię szufladkowania. Nie wątpię, że niektórzy opatrzą tę powieść mianem horroru, drudzy fantastyki, trzeci groteski, a jeszcze inni powieści psychologicznej. A ona chyba jest tym wszystkim, czym ludzie ją nazwą, tylko po trochę. Na każdej stronie będzie można znaleźć coś innego, wszystko jednak będzie sprowadzać się do zła, które siedzi w każdym z nas, i choćbyśmy byli tego nieświadomi, czeka tylko na okazję do wypełznięcia na powierzchnię. Igrający z losem młodzi dresiarze, których uczyniłem głównymi bohaterami, to grupa dość często spotykana na polskich blokowiskach. Znam osobiście wielu z nich. Niby nie robią wiele złego, bluzgają tylko co trzecie słowo, cieszą się życiem, dopóki w ich żyłach krąży promil, a ich dres jednak ma coś wspólnego ze sportem – raz na jakiś czas wyprowadzą psa, i może nawet zbiegną z klatki schodowej. Jednak żadne ich działania nie pozostaną bez konsekwencji, a to za sprawą Dziadka, który nagle pojawił się w Poznaniu wraz ze swoją świtą i....
Dziadek... pomyślałem, i natychmiast przywołałem w pamięci postać Wolanda i jego wcale nie takich zwyczajnych pomocników. Ciekawie...naprawdę ciekawie się zapowiadało. Chyba dla każdego pisarza czytanie dzieł, które są chociaż po części oparte na jego własnych, jest interesującą przygodą. Ja nie jestem odstępstwem. Stereotypowy artysta. Cały ja.
… i bezzwłocznie miasto zalewa fala co najmniej dziwnych wydarzeń. Jedni ludzie znikają, a inni giną w mniej lub bardziej okrutny sposób - dokończył Małecki.
Tu także nie było trudno zauważyć podobieństwa. Im więcej wiedziałem, tym bardziej wzrastała chęć przeczytania „efektu końcowego”.
- Więcej nie zdradzę. Będzie musiał pan czekać na wydanie książki. A stanie się to za pół roku, jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Tak naprawdę teraz wprowadzam tylko drobne poprawki - podsumował młody twórca.
- Z niecierpliwością będę wyczekiwał pojawienia się „Błędów” na półce w księgarni - odparłem.
I tak właśnie było. Po kilku tygodniach zakończyłem moją podróż po Europie. Polska była tylko jednym z przystanków, niebanalnym, jak się okazało. Ludzi, których tu poznałem, można było swobodnie opisać synonimami słów „kreatywny”, „oryginalny”, „indywidualista”, które, jak dla mnie, są cechami kluczowymi, jeśli chodzi o artystów. Czas mijał szybko i niebawem doczekałem się premiery książki, o której zasadniczo przez ten czas dużo nie rozmyślałem. Zauważyłem ją całkiem przypadkiem, gdy przechadzałem się w pobliżu moskiewskiej księgarni. Następnie zasiadłem w ulubionym fotelu z kubkiem herbaty z cytryną i wyruszyłem w absurdalną podróż
po świecie stworzonym przez Małeckiego.
Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę, była...okładka. Ciekawy, skłaniający do myślenia obrazek na froncie, niewątpliwie zachęca do zapoznania się z wnętrzem, które daje od siebie jeszcze więcej „łakoci” dla umysłu. Bambus, Iks i Lewy to główne postaci powieści. Dresiarze, o których mówił autor. Jednak zanim bliżej poznamy tych młodych ludzi, Małecki w pierwszej części powieści, którą nazwał „Opętania”, zamieszcza opowiadania. Wszystkie pięć ukazują człowieka jako bezsilną marionetkę w świecie, w którym najwidoczniej władzę sprawują potężniejsze siły. Człowiek podejmuje w swoim życiu wybory i to od nich zależy, czy później przyjdzie mu za nie ponieść konsekwencje. Podczas czytania powieści śmiałem się, i to niejednokrotnie, jednak równie często towarzyszyło mi uczucie niepokoju. Małecki świetnie operuje groteską, umiejętnie wplatając czarny humor i krwawe opisy dokładnie tam, gdzie czytelnik się ich spodziewa. Podczas czytania można nieraz drapać się po głowie. Uosobieniem szatana okazuje się chuderlawy staruszek,
a aniołem bezdomny. Całość jest mocna i brutalna. Bardzo. Na pewno nie polecam jej dzieciom. Jednak nawet nie każdy dojrzały czytelnik może się delektować tą powieścią. Co wrażliwsi mogą się złapać za głowę. Świat przedstawiony przez Małeckiego jest zepsuty do granic możliwości. To samo można powiedzieć o jego mieszkańcach. Moralne zło, z którym się stykamy, niestety, ma często banalne podłoże, a tragiczne finały wywodzą się od prostych błędów. Jednak zła można unikać, a jeżeli już nas dotknie – walczyć z nim. Między innymi takie przesłanie wplata Małecki, lecz oczywiście robi to umiejętnie - nie jest ono wyartykułowane wprost. W mefistofelicznej postaci starca i jego świty czytelnik może odnaleźć bohaterów mojej powieści – Wolanda, kota
i asystenta. Ale to nie jedyny pierwiastek łączący nasze powieści. Łączą je także wspólne motywy
i przede wszystkim – groteska, tworząca swoisty klimat i tajemniczość. Młody autor wykonał kawał dobrej roboty, co do tego nie ma wątpliwości. Jednak mało oryginalnie zakończył powieść. Zakończenie jest dość banalnie skonstruowane i sprowadza się do ukazania odwiecznej walki Boga z Szatanem. Autor za wyjście uważa więc tylko wiarę. Brzmi to jednak nie inaczej niż moralizatorsko i choć dla niektórych jest to zapewne aspekt pozytywny, mnie jedynie zaskoczył negatywnie. W odniesieniu do „Mistrza i Małgorzaty” było to chyba zbyt banalne. A może cała powieść zachwyciła mnie na tyle kompozycją, formą i językiem, że spodziewałem się czegoś więcej? Całe szczęście, zasadniczo przeważają pozytywy. Powieść trzyma w napięciu do ostatniej kartki i co chwilę zaskakuje do granic możliwości absurdalnymi postaciami. Warto też dodać, że Małecki to autor wyjątkowo młody, a „Błędy” to jego debiutancka powieść, co stanowczo podnosi wagę pozytywnych aspektów książki. Można podsumować całe przesłanie moralne powieści- a może powinienem rzec- zbioru opowiadań, jednym prostym, a zarazem jak wymownym zdaniem: każdy zły czyn wróci do nas ze zdwojoną siła, więc rozwiązanie jest proste - czyńmy dobro.
Dodanych komentarzy: 7
Re: Recenzja trochę inaczej... - "Błędy" Jakuba Małeckiego.
Nie do końca rozumiem kompozycję pracy. Pisałaś na początku w formie dialogu? Jeśli tak, to fajny pomysł i świetne wykonanie. Dalej jest już fragment typowej recenzji, ale mimo to podoba mi się. Powiem nawet, że zachęciłaś mnie do książki i chyba będziesz zmuszona mi ją pozyczyć. Podsumowując, dobra robota. Bardzo udany pierwszy wpis.
Re: Recenzja trochę inaczej... - "Błędy" Jakuba Małeckiego.
Czytałam.
Bardzo dobra książka!
pozdrawiam:)
Re: Recenzja trochę inaczej... - "Błędy" Jakuba Małeckiego.
No Szewczuk, to moze przyszedł czas na jakas poezję??
Chętnie bym jeszcze raz zasmakowała blizn pod sukienką
U know xO
Re: Recenzja trochę inaczej... - "Błędy" Jakuba Małeckiego.
Aga już po nicku można było cię rozszyfrować ;] zobaczymy.. wiesz jak to jest... ;)
Re: Recenzja trochę inaczej... - "Błędy" Jakuba Małeckiego.
Ale co w nim takiego oczywistego? Nie to zebym próbowała byc anonimowa :PP Juz predzej po treści widac ;]
A wracajac do tematu to juz dawno nic twojego nie czytałam - czyzbys potrzebowała małego "ograniecia sie" xD? - bo ja zdecydowanie TAK
Re: Recenzja trochę inaczej... - "Błędy" Jakuba Małeckiego.
Dawno nic mojego nie czytałaś, bo jeśli chodzi o poezje to dawno już nic nie powstało. Jakaś muza by się przydała ( ;)) ... Jeśli coś powstanie - uwierz - będziesz o tym pierwsza wiedziała ;)
Re: Recenzja trochę inaczej... - "Błędy" Jakuba Małeckiego.
Ale lekturę zadałyście mi na święta... To co mi sie teraz śni dorównuje makabrycznościa tresci książki...
Merry Christmas!