Zostałem niegdyś publicystycznie napadnięty przez historyka starego pokolenia za apel o pisanie suplementu i korygowanie zapisów "Kroniki miasta Namysłowa" - opracowanej w 1862 roku przez pastora Liebicha, a przetłumaczonej dopiero w 1989 roku przez prof. Tadeusza Harjasza. Kiedy od czasu do czasu wertuję sobie jej stronice, zawsze wyskoczy mi jakaś ciekawy zapis, który wymaga komentarza.
Przejazd Władysława Jagiełły przez Namysłów w lipcu 1404 został skomentowany przez kronikarza miejskiego lakonicznie i chyba niezbyt życzliwie:
W roku 1404 przez Namysłów przejeżdżał król Polski Władysław. Został wpuszczony do miasta z tyloma osobami, ile miasto mogło zakwaterować. Pozostały orszak przeciągnął obok miasta.
Jagiełło zmierzał do Wrocławia na spotkanie z królem Czech Wacławem IV luksemburskim. Wacław IV - w zamian za oddanie Ślaska - proponował Jagielle przymierze przeciw królowi Węgier Zygmuntowi Luksemburczykowi. Król Polski jednak nie zaryzykował, bo wojna na dwa fronty była ponad siły państwa. Dla Jagiełły-Litwina najważniejszym celem było osłabienie Krzyżaków i zerwanie ścisłych zwiazków politycznych Zakonu z Luksemburgami.
Wjazd Jagiełły do Wrocławia był demonstracją siły Jagiellonów. Orszak dotojników i rycerzy liczył ponad 5 tysięcy. Dlaczego tę liczbę Polaków i Litwinów pod Namysłowem przemilczał kronikarz? Dlaczego nic nie wspomniał o powodzie spotkania dwóch monarchów? Wiemy, że "nasze" oleśnicko-namysłowskie chorągwie walczyły pod Grunwaldem po stronie Krzyżaków. Czyżby sympatie w lipcu 1404 roku były takie same jak 15 lipca 1410 roku pod Grunwaldem?