Polecane firmy: Klub Biznesu Biznes.Space

"Kordian" - szatańskie igrzysko (cz. 2)

Druga część "satanistycznego" odczytania "Kordiana"

 

WSTĄPIŁ DO PIEKIEŁ, PO DRODZE MU BYŁO

Dante schodził do piekieł z Wergiliuszem, Eneaszowi towarzyszyła wróżka Sybilla. Przekraczając granice tak niebezpiecznych przestrzeni, bohaterowie i herosi literatury zaopatrzeni byli w błogosławieństwo bogów lub dobrego przewodnika. Kordian wędruje po salach Zamku królewskiego sam.
Opatrzenia sakramentem narodowej sprawy na tę „diabelnie” trudną drogę odmówił tytułowemu bohaterowi jego dotychczasowy ojciec ideowy – Prezes. A przecież wydawało się, że będzie dla niego tym, kim był dla Dantego Wergiliusz.
Prezes wycofał  się jednak z udziału w planowanym zamachu na życie cara i skuteczną perswazją odwiódł  licznych spiskowców od zamierzonego czynu. W podziemiach katedry Św. Jana przeciwko carobójstwu głosowało 150 spiskowców, za zamachem padło tylko 5 głosów. 3,3 procenta to za mało, aby otrzymać ten niezbędny narodowy sakrament, który pozwoliłby Kordianowi wyjść  bez psychicznego szwanku po dokonaniu zbrodni carobójstwa.

Spektakl "Kordiana" we wrocławskim Teatrze Malym.

Kordian jest przekonany, że nie może liczyć również na Opatrzność Boską. Po nieudanej próbie samobójczej żyje jakby z „piętnem Kaina”, więc znajduje się jakby  poza Rodziną Kościoła.  W Zamku królewskim w drodze do sypialni cara role przewodników spełniają z konieczności projekcje jego podświadomości – OBIE WŁADZE: STRACH I IMAGINACJA.  Są one zmysłami, którymi główny bohater bada Ciemny Świat Ducha, do którego wkroczył. Kordian lęka się i waha słuchając OBU WŁADZ. Jest przecież podchorążym, spadkobiercą tradycji rycerskiej, którego obowiązuje przysięga wierności i kodeks honorowy. To  przecież „myślący i czujący bagnet” – jakby określił go współczesny oficer – a nie tępe narzędzie idei narodowej lub też płatny morderca, który potrafi zamordować z zimną krwią. Musi więc emocjonalnie dojrzeć do zadania ciosu. Kiedy jest już gotowy, kiedy pokona wszystkie lęki i koszmary, drogę  zastąpi mu Szatan.  On to razi go sztyletem „przez ucho w mózg”. W scenie następnej, w rozmowie z Doktorem Szatanem, ten drugi oznajmi ironicznie, iż to on siedział zamknięty w wirtualnym sztylecie.
Szatan zatrzyma czyn naszego bohatera, lecz nie zdoła doprowadzić go do obłędu. Myśl o wolnej woli będzie się bronić i nie ulegnie przekonaniu, że człowiek jest gliną i igraszką w rękach Szatana.
Czy w tym skonstruowanym przez Słowackiego świecie nie ma miejsca dla Boga? Gdy Kordian mimowolnie w przestrachu wykrzykuje imiona: „Jezus! Maryja!” – wtedy słowa te – niczym dobre zaklęcia – przynoszą mu trzeźwość, przebudzenie i panowanie nad  koszmarną wizją. Słowa te przyniosą  mu i ocalenie, gdy zostanie rażony w mózg sztyletem szatańskiej woli i myśli. Kordian nie kończy przecież jak cierpiący i poświęcający się za miliony wariaci ze Sceny VI.
Jak już wspominaliśmy, panowanie Szatana nie jest absolutne. Oko Opatrzności Bożej czuwa nad Kordianem niepostrzeżenie i dyskretnie.  Nie uświadamia sobie tej opieki nawet sam Kordian. Okazuje się, że arcydramat narodowy Słowackiego jest dziełem bardzo uniwersalnym. Kordian w boju z Szatanem ocala wiarę w wolny wybór człowieka – broni więc fundamentu, na którym zbudowana została tożsamość każdego Europejczyka.

Plakat teatralny Jerzego Czerniawskiego do inscenizacji "Kordiana" w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie (2006).

 
ARCYMISTRZ  PSYCHOTECHNIKI

Dlaczego jeden z diabłów usiłuje udusić śpiącego cara? Jaki ma w tym interes? Chyba usiłuje w ten sposób udowodnić Kordianowi, iż to On jest właściwym sprawcą wszechrzeczy we wszechświecie, a dziewiętnastowieczny człowiek jest tylko gliną w jego rękach. Ten misterny blef – Szatan widzi przecież  w carze „swojaka” i absolutnie nie zależy mu na jego śmierci – ma odebrać bohaterowi dramatu wiarę w suwerenność czynu, jakiego miał on dokonać.  Sugeruje przecież, że to, co działo się w salach Zamku królewskiego (w sferze materii) rozegrało się wcześniej w sferze ducha, która jest w jego niepodzielnym władaniu.
Dodajmy, że jeden z diabłów,  dusząc cara, maskuje swój alians z imperatorem, bo tak naprawdę był jego najczujniejszym strażnikiem i  opoką, której nie udało się pokonać żołnierzowi-Kordianowi. Wydaje się, ze nasz blefujący Mistrz chciał przy okazji upiec druga pieczeń – to znaczy złowić drugą duszę. Nieprzypadkowo poddusił On cara szarfą – czyli tak, jak zrobili to niegdyś z carem Pawłem I zausznicy synów i carewiczów  (Aleksandra i Mikołaja) aby w ten sposób rzucić podejrzenia o inspirację na brata – wielkiego księcia Konstantego. Płomień podejrzliwości będzie trawił Mikołaja zwanego „Pałkinem” w następnych scenach i wierszach sztuki. Okazuje się, że Szatan doskonale potrafi sterować skojarzeniami i optymalnie wykorzystać korzyści, które daje sytuacja.

Coworkingowa przestrzeń w mieście
Klub Biznesu Biznes.Space

MAŁY  DOWÓD  NA  ISTNIENIE  SZATANA

Ktoś powie jednak, że Diabeł jest projekcja chorej wyobraźni Kordiana, bo w końcu bohater Słowackiego trafia do domu wariatów.  Jednakże w więzieniu Dozorca w rozmowie z Doktorem-Szatanem stwierdza, że ten romantyczny młodzieniec – mimo pobytu w szpitalu – „ma rozsądek zdrowy”. Rozmowny cieć otrzymuje od Doktora złotego dukata – łapówkę, która otwiera tajemniczemu medykowi drzwi i umożliwia swobodne poruszanie się wśród umysłowo chorych.
Chwilę później mają miejsca sztuczki szatańskie. Rozpalony do czerwoności dukat-łapówka parzy ręce trzeźwego jak Sancho Pansa Dozorcy. Po chwili Doktor przypala  sobie nim cygaro. Okazuje się, że dramacie Słowackiego nie ma miejsca na cud Boski, ale pojawia się ciekawy i efektowny cud szatański.

„KORDIAN”  CZEKA  NA SPIELBERGA

Dojrzały Kordian nie jest ani schizoidalnym nadwrażliwcem, ani też słabym mazgajem. Rozpatrując  tę romantyczna postać, pamiętajmy o tym,  z jak zimna krwią potrafi on rewidować w podziemiach katedry świeżo zabitego szpicla, jak pewne wydaje rozkazy nakazujące zakopanie trupa w kącie katedralnej krypty.
Interpretując tę lekturę, nie zapominajmy nigdy, że Kordian i Polska w koncepcjach historiozoficznych Słowackiego są przedmiotem dziewiętnastowiecznego szatańskiego igrzyska. W ten sposób autor dramatu uzasadniał „logicznie” nasze narodowe nieszczęście i niemoc Polaków.
Nasz arcydramat narodowy może być odczytywany bardzo uniwersalnie. Po bardzo ciekawej „Lawie” Tadeusza Konwickiego, która była piękną adaptacją filmową „Dziadów” Adama Mickiewicza, „Kordian” czeka na swojego polskiego Spielberga, który wywiódłby to dzieło Słowackiego z narodowo-męczeńskiego kontekstu i oddałby fantastyczne zmaganie jednostki z duchowymi potęgami władającymi światem i świadomością dziewiętnastowiecznych ludzi.