Był bardzo pochmurny dzień. Prószył śnieżek. Świt opóźniał się i długo czekaliśmy na ich przylot. Tym razem spróbowaliśmy szczęścia z czatownią. Udało nam się ją rozbić jakieś ponad 100 m od miejsca lądowania. Dzień wcześniej widzieliśmy, jak ciągnik rozrzucający nawóz zbliżył sie do stada na 50 m.
Aby zrobić takie fotki, trzeba sporo poświęceń. Pobudka 4.00. Wyjazd 4.30, by być na miejscu jeszcze o ćmoku. Wszystko po to, aby przechytrzyć niezwykle płochliwe ranne ptaki.
Nasza radość trwała krótko. Może 10 minut. Spłoszył je znowu bielik. Podejrzliwie, bo nisko przeleciał nad naszą czatownią. Wcześniej żurawie przeniosły się na inne kukurydziane ściernisko. Udało sie nam jednak uwiecznić w kadrze to piekne zjawisko. Wcześniej żurawie uciekały nam przy próbie skrócenia dystansu. Tym razem to one wyladowały nam w zadowalającej odległości.
Jutro - skoro jeszcze noc i wczesny świt - powtórka z rozrywki. Może uda się zbliżyć do stada. Zdjęcia w szarówce mają swój klimat. Nie lubię, jak wszystko jest perfekcyjnie ostre. To dla mnie taka ptasia pornografia.
Dodanych komentarzy: 2
Re: Lądowanie o świcie
Dla takich zdjęć warto było tak wcześnie wstawać.
Re: Lądowanie o świcie
Dlatego dzisiaj wstaliśmy znowu o 4.00. Było sporo emocji. Ptaki wyladowały bliżej. Za chwilę zamieszczę fotoreprtaż z dzisiejszej wyprawy.