W rogu krakowskiego rynku znajduje się niewielki kościółek pw. św. Wojciecha. Widzieliśmy go wiele razy. Nikt z namysłowian nie podejrzewa, jak bliskie są jego związki z ziemią namysłowską. W jego wnętrzu spoczywa i ma swój nagrobek Walenty Fontana ze Smogorzowa, wybitna osobowość ziemi namysłowskiej.
Fontana – „gość” wygnany z namysłowskiego kraju
Według hasła osobowego „Polskiego słownika biograficznego” ten wybitny renesansowy matematyk, lekarz, astronom i astrolog oraz pięciokrotny rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego urodził się na pograniczu Śląska i Wielkopolski we wsi Korzeńsko k. Rawicza i ponoć nazywał się Born. Przybrał jednak włoskie nazwisko i oficjalnie – jak ustalił to Henryk Barycz, wybitny badacz historii UJ – deklarował, że pochodzi ze Smogorzowa. W oficjalnym poczcie rektorów Jagiellonki wymienia się go jako Walenego Fontanę ze Smogorzowa. Widocznie identyfikowanie się ze Smogorzowem przynosiło mu chlubę i zaszczyt. Może jednak spędził swą wczesną młodość w tej rozsławionej przez Długosza i Helwiga miejscowości ? Nie koloryzowował swojej biografii , a opierał się szczerze na życiowych faktach? Dzisiaj nie można tego zweryfikować żadnymi pewnymi źródłami. Kiedy przed 10 laty Rada Programowa polsko-niemieckiego projektu „Historia lokalna na przykładzie wybranych powiatów, miast i gmin” „postanowiła nie przyznać honorowego namysłowskiego obywatelstwa Fontanie” – bo urodził się nie w Smogorzowie, a w Korzeńsku - miałem mieszane uczucia. Od podstawówki moi namysłowscy nauczyciele-historycy kazali mi się chlubić krajanem – Fontaną, a tu nagle „Ktoś” wygnał go z „mojej małej duchowej ojczyzny.
Nie potrafiłem go przed tym wygnaniem obronić. Na wysokości zadania stanęli jednak po latach inni koledzy-historycy. Oni też zapisywali: ...bez żadnych wątpliwości wybitnym smogorzowianinem był Walenty Fontana, wielokrotny rektor Akademii Krakowskiej.
Fontanus Walenty (1445-1618) - szczęśliwy z wygnania powrót
Na Uniwersytet Jagielloński zapisał się stosunkowo późno – gdy miał 21 lat. Po dwóch latach studiów zdobył tytuł bakałarza, po siedmiu – stosunkowo szybko - tytuł magistra. Po czterech dalszych latach powołano go z Kolegium Mniejszego do Większego – a już w 1589 został prepozytem (zastępcą dyrektora tego Kolegium). Wykładał najpierw klasyków literatury greckiej i rzymskiej. Potem wybrał jednak nauki ścisłe, ze szczególnym uwzględnieniem astronomii oraz teorii heliocentrycznej Kopernika. Za jego sprawą stała się ona oficjalnie przyjętą doktryną krakowskiej katedry astronomii. Wykładał także trygonometrię.
Co ciekawe, w 1588 r. został astrologiem Krakowa. Ogłaszał drukiem całoroczne przepowiednie, które były potem tłumaczone na język niemiecki i węgierski.
Gdy miał 45 lat(!), udał się na studia lekarskie do Padwy i po trzech latach nauki osiągnął doktorat z medycyny. Po zwiedzeniu Rzymu, Neapolu… powrócił po pięciu latach z Włoch do Krakowa. Katedrę Medycyny UJ objął jednak dopiero w ok. 1610 r. – miał wtedy 55 lat. Prowadził bardzo intratną i uznaną praktykę lekarską – obejmowała ona nawet pacjentów w północnych Węgrzech. Zyski z tej działalności pozwoliły mu na nabycie kamienicy w Rynku Krakowa. W wieku 58 lat ożenił się z Zuzanną Szober córką rajcy miejskiego. Doczekał się dwóch synów(Jana, Floriana) i córki (Zofii). Florian został doktorem praw.
Pięciokrotnie wybierano go na rektora UJ, bo jako rektor dbał o dobrą organizację, studentów i naukowców oraz o dyscyplinę wewnętrzną uczelni. Broniąc Fausta Socyana i dra Łyszkowica - zwolenników radykalnej reformacji – „dał piękne dowody odwagi cywilnej i tolerancji religijnej”. Zmarł 20 kwietnia 1618 r. – przeżył 73 lata. Został pochowany w kościółku pw. św. Wojciecha. To wyróżnienie zapewnił sobie ofiarując w 1611 r. 400 złp na remont świątyni.
Kościół św. Wojciecha – smogorzowski trop
Gdyby, idąc śladem profesora Wiktora Zina, odjąć temu kościołowi przybudówki - dodatkowo zdjąć późnorenesansową kopułę z latarnią - wrócić do pierwotnych ścian z kamienia wapiennego, widocznych i współcześnie, bo specjalnie nieotynkowanych przez konserwatorów zabytków, założyć dwuspadowy dach z uskokiem oddzielającym dwie najstarsze części świątyni i zbliżonym zabiegom rekonstrukcji poddać smogorzowski drewniany kościółek - otrzymalibyśmy bardzo podobne bryły budowli - z kwadratowym rzutem części głównej kościoła i dołączoną do niej częścią mniejszą.
Trzeba postawić sobie pytanie, co przyciągnęło Walentego Fontanę do tego miejsca, że wybrał je na miejsce pochówku. Przypadkowe sąsiedztwo ? – wszak był właścicielem pobliskiej kamienicy na krakowskim rynku.
Można jednak dostrzegec w tym wyborze palec Boży, który nakazywał temu renesansowemu naukowcowi i humaniście powrót do bijących mocno źródeł – rzymskich i smogorzowskich , pierwotnych źródeł - Kościoła i jego młodości.
PS. Zwiedzałem kilka dni temu kościólek pw. Św. Wojciecha na krakowskim rynku. Niestety, w nawie głównej prowadzone są prace konserwatorskie i nie udało mi się sfotografować nagrobka Walentego Fontany ze Smogorzowa.
W podziemiach świątyni znalazłem jednak makiety dwóch światyń. Kamiennej z przełomu XI i XII wieku oraz drewnianej z X w. Rekonstrukcji dokonano na podstawie prac archelogicznych prowadzonych w latach 1960-63.
Szczególnie ta drewniana przypomina najstarszą część spalonego kościoła w Smogorzowie.
Dodanych komentarzy: 3
Re: Walenty Fontana - szczęśliwy powrót
Uzupełniłem tekst o postscriptum. W nim dwie fotografie makiet kościoła pw. Św. Wojciecha w Krakowie.
Re: Walenty Fontana - szczęśliwy powrót
Niestety, w nawie głównej prowadzone są prace konserwatorskie i nie udało mi się sfotografować nagrobka Walentego Fontany ze Smogorzowa.
Remont kościółka wreszcie zakończony, ale zamiast nagrobka Fontany - jest tylko surowa, odlana w brązie płyta nagrobna (na ścianie, po lewej stronie, tuż przy wejściu) . Tym razem nie zabrałem ze sobą aparatu i fotki nie zrobiłem. Będę w Krakowie - 29.04 - 1.05 - to sfotografuję długi łaciński napis epitafium.
Fontanus raz jeszcze
Szanowny Panie ENTEDY. Pana artykuł przestudiowałem wielokrotnie zawsze coś nowegow nim odnajdując.Mieszkam w Smogorzowie i sylwetka sławnego Smogorzanina jest dla mnie frapująca. Niestety, od ponad 4 lat nie mogę doczekać się finału Pana opowieści, tj. fotografii epitafium z Krakowa.