To ostatni dzwonek, aby wydobyć od najstarszych mieszkańców ziemi namysłowskiej informacje na temat bezimiennych mogił. Kiedy przejeżdżam zwykle rowerem po wioskach ziemi namyslowskiej, widzę odnowione dumne niemieckie krzyże i granitowe płyty nagrobne z nazwiskami tych, którzy polegli na frontach I światowej wojny. Brakuje mi jeszcze nazwisk poległych pod Stalingradem i na froncie wschodnim, ale i te wkróce pojawią się na metalowych płytach z brązu lub stali. Niegdyś agresorzy, butni i dzielni żołnierze WEHRMACHTU, podlegają stopniowemu procesowi historycznej rehabilitacji. Na Ślasku systematycznie odbudowywany jest pruski militarny mit obrońców europejskiej cywilizacji, którzy uchronili nas przed wschodnim barbarzyństwem.
To jednak mitologizowanie historii. W każdej namysłowskiej wiosce znajdziemy anonimowe i nieoznaczone mogiły grzebanych pod płotami starych cmentarzy pracowników najemnych lub przymusowych, którzy niewolnicza pracą budowali potęgę pruskiego państwa lub "Tysiącletniej III Rzeszy". To dowód kulturowego barbarzyństwa tej pruskiej i nazistowskiej cywilizacji. Wystarczy tylko zapytać najstarszych, najlepiej tych, których rodzice lub dziadkowie osiedli tutaj jako pierwsi, bo byli zesłani tu do prac przymusowych.
Jedna tylko odwiedzona przez mnie wczoraj Kamienna ma co najmniej 5 takich mogił. Dwie w lesie - po lewej stronie drogi szutrowej do Michalic, jedną "pod płotem" starej części cmentarza - dziś po poszerzeniu cmentarza raczej deptaną przez nieświadomych tego mieszkańców. Następna za wioską w lesie, ciągnacym się w kierunku Gręboszowa - i ta chyba podlegała procesowi badań Komisji Zbrodni Hitlerowskich i chyba ekshumacji. Szkielety i sporą ilość żołnierskich guzików znaleziono również w starym przypałacowym parku. Jest i szósta mogiła, gdzieś przy drodze do Gręboszowskiego Lasu, w pobliżu torów.
Na żadnej z nich nie postawiono krzyża. A przecież Ci, którzy są spadkobiercami tradycji niemieckiej, którzy zachowali pamięć o czasach sprzed stycznia 1945 wiedza najlepiej, gdzie i dlaczego należałoby to zrobić. Jeśli mniejszość niemiecka nie uznaje militarnej tradycji pruskiej za tradycję negatywną, to kultywując ją, jest współodpowiedzialna za ofiary niemieckiego militaryzmu. Nim na nowo postawi swoim rycerzom tablicę, krzyż, powinna zadbać i o groby swoich ofiar. Nakazuje to stara, jeszcze średniowieczna, śląska tradycja stawiania pokutnych krzyży. Autochtoniczna ludność ziemi namysłowskiej, gdzie już 1933 r. w co drugiej chałupie głosowano na NSDAP i Hitlera, gdzie w prawie każdym gospodarstwie pracowali wiążniowie lub niewolnicy zesłani tu do prac przymusowych uczyni to niechętnie. Mam jednak nadzieję, że to uczyni. Tego domaga się dobra chrześcijańska tradycja pokuty - zadośćuczynić skrzywdzonemu i wykorzystywanemu bliźniemu - zwłaszcza wtedy, kiedy jest już martwy i nie może wypowiedzieć juz słów skargi.
Czy każdy Helmut czy Hans, z radością odbierał bilet ze skierowaniem na gazowy front zachodni lub wschodni? Czy każdy Joerg czy Frontzek z miłościa spoglądał na ten państowy żelazny krzyż? Na tę trędowatą pruskość, która straszy - nie tylko jego - zza grobu?