Jeńcy Wielkiej Armii w Namysłowie
HISTORYCZNE KONTEKSTY
Starsi Czytelnicy „Gazety Ziemi Namysłowskiej” pamiętają z pewnością artykuł z 1997 r. „Tajemnica Piaskowego Wzgórza”, który w numerze 3 szerzej komentował masowy pochówek 1800 żołnierzy napoleońskich z 1813 r. W tekście tym udało się precyzyjnie określić lokalizację Francuskiej Góry, którą wcześniej nazywano Piaskowym Wzgórzem. Jej centrum to barokowa kaplica Św. Trójcy – kościółek naprzeciwko Szpitala Powiatowego przy ul. Oleśnickiej. Dzisiaj tę rekonstruowaną niegdyś drobiazgowo lokalizację potwierdza internetowa wersja ręcznie napisanej namysłowskiej „Kroniki Koschnego”, którą po 1945 r. Niemcy wywieźli z Namysłowa.
Korzystał z tego źródła pastor Liebich i w tej rodzinnej kronice namysłowskiej, którą w 1819 za 10 marnych talarów odkupiła nominowana przez urzędników króla Prus Rada Miejska, znajdujemy już jednoznaczny - co do usytuowania masowych grobów w przestrzeni miasta - zapis:
Es sind auch hier an 2000 Mann am hitzigen Nervenfieber (=Typhus) gestorben, die Theils in der Kieferheide auf dem Sandberge bei der Dreifaltigkeitskirche und auf der Fleischerwiese begraben wurden.
Tak więc po latach z satysfakcją mogę potwierdzić, że zbiorowe mogiły zostały wykopane na polanie sosnowej(Kieferheide) Piaskowej Góry(Sandberge) w pobliżu–obok(bei) kaplicy św. Trójcy (Dreifaltigkeitskirche) i na Łące Rzeźniczej (Fleischerwiese). Koszny podaje tylko większą od Liebicha liczbę ofiar epidemii – ale może jest w swoim opisie bardziej precyzyjny?
Kronika miasta Namysłowa pastora W. Liebicha podaje jeszcze jeden lakoniczny, ale jak się okazuje sensacyjny zapis z czasów napoleońskich: „8 września 1813 r. dotarła do Namysłowa kolumna jeńców (1000 szeregowców i 22 oficerów)”, czyli "wzięta do niewoli pod Lwówkiem 29 sierpnia Dywizja gen. Puthoda".
17 Dywizję Puthoda uwięziono w klasztorze franciszkańskim, kościele(?) i pobliskiej ujeżdżalni. Wcześniej mieścił się "U Franciszka" lazaret, który pewnie przekształcono we wrześniu 1813 r. w obóz przejściowy. Obraz przedstawia lazaret napoleoński zorganizowany w niezanym kościele, ale podobnie mogły wyglądać warunki życia namysłowskich więźniów. Na płótnie brakuje tylko eskorty z bagnetami, którą przecież znamy z "Dziadów cz. III" i "Innego świata".
Tak mógł wyglądać strażnik pilnujący żołnierzy Puthoda i Irlandczyków. Szerzej wyjaśnimy to przy drugiej ilustracji w części 2 tekstu.
Trzeba jednak dodać, że nim jednak dywizja gen. Puthoda przeżyła swoją klęskę i została uwięziona w Namysłowie, przeszła bohaterski szlak bojowy. Błyskotliwe wygrane Napoleona pod Luetzen i Budziszynem odmieniły bieg wojny. Wydawało się, że Wielka Armia otrząsnęła się z klęski w kampanii rosyjskiej, a losy Europy i Księstwa Warszawskiego zmieniły się na korzyść Polaków. W takiej sytuacji, po odwrocie ocalałych wojsk do Saksonii, Napoleon opanował sytuację na Zachodzie oraz w Paryżu i ponownie rozpoczął marsz na Śląsk. 30 maja odblokowano oblężoną twierdzę Głogów, a już 1 czerwca 1813 Wrocław ponownie został zdobyty przez Francuzów i ich sojuszników. Byli wśród nich żołnierze 3 Pułku Cudzoziemskiego wchodzącego w skład uwięzionej później 8 września w Namysłowie 17 Dywizji gen. Puthoda.
SZLAK BOJOWY 17 DYWIZJI PUTHOD W 1813 r.
To bataliony tej dywizji 31 maja brawurowym atakiem zdobyły most i przyczółek na Ślęzy pod wrocławskimi Żernikami i otworzyły pozostałym oddziałom drogę do stolicy Śląska. Później, po zerwanie rozejmu w Pielaszkowicach, stoczyła ona krwawe boje pod Lwówkiem Śląskim (21 sierpnia), a tam ich towarzyszami broni byli polscy ułani i szwoleżerowie tworzący tego dnia aktywnie włączającą się do walk Gwardię Napoleona. Pod Lwówkiem Śl. stanęły naprzeciw siebie „Armia Bobru”(50 tys.) - wzmocniona tego dnia gwardyjską kawalerią i geniuszem dowódczym Napoleona - oraz prusko-rosyjska „Armia Śląska” (80tys.), którą dowodził marszałek Bluecher. Niespodziewany kontratak cesarza na szykujące się do natarcia wojska pruskie i rosyjskie zakończył się zwycięstwem Napoleona, ale ta wygrana została okupiona ciężkimi stratami. Największe z nich poniósł 1 i 3 Batalion Irlandzki 3 Pułku Cudzoziemskiego dowodzonego przez pułkownika Williama Lawlesa, który w tej bitwie stracił nogę. Te dwa wspomniane pułki współtworzyły sześcioliniowy ruchomy czworobok Brygady gen. Vachot, który wielokrotnie odpierał rosyjsko-pruskie szarże kawaleryjskie. Niezłomni Irlandczycy po każdym ataku zwierali szyk i zadawali nieprzyjacielowi ciężkie straty, a potem, mimo zluzowania ich i odesłania do pobliskiego lasu, prowadzili ochotniczo ogień do szarżujących kawalerzystów przeciwnika. Jak wspominają irlandzcy legioniści, w tych starciach 300 z nich zostało ciężko rannych lub zabitych.
Wspomniana już I Brygada 17 dywizji Puthod poniosła następne ciężkie straty już 23 sierpnia w bitwie o Wilczą Górę pod Złotoryją. Dowodząc z centrum czworoboku, zginął jej dowódca – Kawaler Legii Honorowej, gen. Martial Vachot, a razem z nim 400 jego żołnierzy. W tych dwóch bitwach 11 Irlandczyków zostało odznaczonych Orderem Legii Honorowej.
Czworobok w bitwie pod Wilczą Górą
Przesycona duchem militaryzmu pruskiego niemiecka ikonografia i historiografia czasów napoleońskich na Śląsku przedstawia żołnierzy Wielkiej Armii jako nieokrzesanych dzikusów. Tymczasem wspomnienia oficerów 17 Dywizji prezentują chyba bliższy prawdy obraz codziennego życia wojskowego. Po zdobyciu Wrocławia zawarto rozejm w Pielaszkowicach. Żołnierze Puthoda, którzy bez wsparcia artylerii i jazdy zdobyli strategiczny most i przyczółek na Ślęzy, zostali wycofani z linii frontu. 7 czerwca 1813 r. dotarli do założonego wcześniej obozu wojskowego w Nowej Wsi Grodziskiej k. Złotoryi. Nim znowu trafili w bitewne piekło, spędzili na biwaku w malowniczej scenerii Gór Kaczawskich ponad miesiąc swojego życia. Na podstawie zapisków żołnierzy z różnych dywizji „Armii Bobru” można pokusić się o pisarską rekonstrukcję tego wojskowego miasteczka. Obóz pod Złotoryją tworzyło 600 „domków” dla 2560 żołnierzy. Baraki z desek przypominające kształtem najprostszy namiot były pokryte strzechą. Ustawiono je w trzech wytyczonych idealnie osiach. Miasteczko wojskowe miało trzy długie i szerokie aleje. Nawierzchnia wszystkich ulic, uliczek przecznic i chodników była perfekcyjnie wyrównana, a na skrzyżowaniach dróg sadzono kwietne klomby i rabaty. Ponadto domek dowódcy każdego oddziału zdobił proporzec. Żołnierze Puthoda byli katolikami i chrześcijanami, dlatego też w jednym ze skrzydeł obozu mieścił się polowy ołtarz. Cały czas honorową wartę trzymali przy nim żołnierze, bo pewnie znajdowały się tam naczynia liturgiczne, Przenajświętszy Sakrament i wizerunek Matki Boskiej, być może Piekarskiej, bo powinna ona być znana i Ślązakom, i Irlandczykom, ale o tym wspomnimy później. Tymczasem szybko skończyły się wojskowe wakacje. Dla żołnierzy Puthoda będą to ostatnie szczęśliwe chwile życia.
TRAGEDIA NAD BOBREM
29 sierpnia 1813 r. pod Płakowicami k. Lwówka Śl. zabrakło jednak Napoleona i jego Gwardii - w tym czasie po zwycięskiej bitwie pod Dreznem(26-27 sierpnia) jego wojska broniły Saksonii, bo do koalicji antynapoleońskiej przystąpiła agresywnie również Austria. 17 Dywizja gen. Puthoda została okrążona przez Rosjan ( brak obiecanej przeprawy mostowej i dziwne zaniechania i pomyłki sztabowe V Korpusu) i zepchnięta wskutek szarż kawalerii oraz dwóch natarć jegrów rosyjskich do wezbranych w czasie powodzi nurtów Bobru. Po tej bitwie z Rosjanami - w działaniach pod Lwówkiem Śląskim brał udział tylko jeden pułk pruskiej kawalerii - do niewoli dostało się 100 wyższych oficerów, a ok. 3000 [dzisiaj ta liczba jest dyskusyjna] żołnierzy dywizji Puthoda zginęło w walce, zostało pojmanych lub utopiło się w szalonych tego dnia nurtach Bobru. Sam gen. Jacques Puthod zachował się podczas walk bohatersko. Dwukrotnie stawał na czele załamujących się szyków 146 pułku piechoty i z czapką generalską na szabli prowadził wiernych i niezłomnych weteranów do kontrataku na wroga.
W czasie walk pod Lwówkiem Śląskim szczególnie ciężkie straty poniósł ponownie 3 Pułk Cudzoziemski. Po ośmiu miesiącach walki z dwutysięcznej jednostki bojowej ocalało zaledwie 117 żołnierzy. Wśród nich znalazł się jego późniejszy dowódca płk Hugh Ware, który z orłem jednostki pokonał w czasie powodzi nurt wzburzonego podczas powodzi Bobru.
Tak wyglądała bitwa nad Kaczawą i tak mogła wyglądać bitwa nad Bobrem pod Płakowicami. Obie bitwy stoczono na Dolny Śląsku w pechowym dla nas i Napoleona 1813 roku.
O tych mało znanych epizodach napoleońskich - ważnych również dla historii naszego miasta - możemy się dowiedzieć z wielce interesującej publikacji Mariusza Olczaka „Kampania 1813. Śląsk i Łużyce”
Z tej dostępnej tylko w internetowej sprzedaży wysyłkowej pozycji ( http://www.oppidum.pl/) wybrano najważniejsze informacje o losach tej więzionej w Namysłowie znanej napoleonnistom formacji wojskowej.
Jako ciekawostkę można za przypisem Mariusza Olczaka przytoczyć również fakt, że trofea wojenne zdobyte na 17 Dywizji Puthoda pod Płakowicami nad Bobrem zostały wywiezione do Rosji i dziś oglądać je można w Muzeum Bitwy pod Borodino w Możajsku.
Irlandczyków, Ślązaków(3 Pułk Cudzoziemski), ocalałych Francuzów z 134,146,147,148 Pułku Piechoty Liniowej i maruderów „Armii Bobru” doprowadzono 2 września do Strzegomia, a jego żołnierze po sześciu dniach dotarli do filii obozu nyskiego, który mieścił się w Namysłowie.
FRANCUSKO-POLSKO-IRLANDZKIE BRATERSTWO BRONI
Wśród dowódców 3 Pułku Irlandzkiego, po 1811 r. Cudzoziemskiego, wymienia się m. in. majora Gołaszewskiego[jest jednak mało prawdopodobne, bo nie potwierdzają tej informacji oficjalne źródła].Jak podają uczestnicy forum dyskusyjnego witryny internetowej www.napoleon.gery.pl, najliczniejszą grupę narodową - wskutek strat Irlandczyków w walkach - stanowili Polacy, którzy ochotniczo zgłaszali się do służby wojskowej u boku Napoleona po klęskach Prus w bitwach pod Auerstaedt i Jeną. Najczęściej też byli jeńcami, bo wcześniej przymusowo wcielono ich do wojska pruskiego [Dzisiaj wiemy, że było ok. 300 takich irlandzkich dezerterów].
Skąd na Śląsku, a potem w niewoli w Namysłowie wzięli się Irlandczycy?
W 1798 r., po upadku Powstania Irlandzkiego, król Anglii Jerzy III podpisał z królem Fryderykiem Wilhelmem III cyniczne porozumienie, na mocy którego 500 rosłych i silnych Irlandczyków zostało zesłanych do pracy przymusowej w kopalniach śląskich, po czym w okresie wojny Prus z Francją siłą wcielono ich, obok Ślązaków, do armii walczącej przeciw Napoleonowi.
To prawdopodobnie Ci [pozostali niewcieleni do wojska pruskiego - ok. 200] niepokorni Irlandczycy i Ślązacy dołączą do powstania wywołnego przez huzarów polskich ks. Jana Nepomucena Sułkowskiego w Tarnowskich Górach w styczniu 1807 r., które zakończy się zdobyciem najnowocześniej na kontynencie kopalni galmanu, porwaniem landrata grafa Henckla Donnersmarcka i uprowadzeniem go do Twierdzy Jasnogórskiej.
cdn
temat / lokalizacja
Dodanych komentarzy: 2
Śląsko-Irlandzki bunt 1798 r. w Pokoju?
Tak dziwnie się składa, że pierwszy pyszny pałac Wirtembergów w Pokoju również spłonął w 1798 roku. Data ta zbiega się z zesłaniem po powstaniu irlandzkim Irlandczyków i rozruchami na Górnym Śląsku. Zresztą pierwszy ogród francuski ze wspaniałymi budowlami - np. cudowną herbaciarnią, która rozpadła się w podejrzanych okolicznościach, prawdopodobnie też był niszczony podczas buntów pracujących w Pokoju jeńców. Nie potwierdzają tego oficjalne kroniki, ale może coś znajdzie się na ten temat w aktach tajnej pruskiej policji? Pokój w tamtym czasie słynął z odlewni żeliwa w Krogulnej, nowoczesnego wielkiego pieca i manufaktury wytwarzającej broń. Tu też mogli pracować jeńcy- Irlandczycy, krnąbrni Ślązacy i Polacy.
W częsci II Jeńców... piszę:
Antypruskie nastroje robotników w hutach i kopalniach Bytomia i Tarnowskich Gór oraz chłopów w okolicznych wsiach były wyjątkowo silne – już w 1798 doszło tu do buntu, po którym świerklaniecki Donnersmarck wypędził z Rudnych Piekar 24 polskie rodziny górnicze. To właśnie w to najnowocześniejsze zagłębie pruskie powinni być również kierowani zesłani do prac w kopalniach śląskich przez Jerzego III irlandzcy powstańcy z 1798 r. Skoro trafiały tu brytyjskie technologie, w ślad za nim przybywać musieli inżynierowie i technicy, którym łatwiej było porozumieć się z Irlandczykami niż z Polakami. Data tego bunt zbiega się z czasem zesłania ich na Śląsk. Choć nie ma bezpośrednich dowodów w znanych mi historycznych opracowaniach i źródłach, to jednak tak należy kojarzyć te historyczne fakty.
Ponadto prawowitego księcia i właścieciela Pokoju i Oleśnicy - Fryderyka Wilhelma brunszwicko-oleśnickiego łączyły z królem Anglii, Jerzym IV więzi pokrewieństwa - byli kuzynami. Jeńcy irlandzcy mogli być dla niego takim rodzinnym prezentem. Zresztą kuzynowie mogli posyłać sobie ze wzajemnością krnąbrnych poddanych. Handel żywym towarem był w tamtym czasie europejską normą. Słynęli z niego Wirtembergowie, którzy sprzedawali Anglikom swoich poddanych, by ci walczyli jako rekruci ze Stanami Zjednoczonymi. Wirtembergowie zastąpią zreszta księcia brunszwicko-oleśnickiego w Pokoju, gdy ten zastawi dobra oleśnickie z Pokojem, by powołać Czarny Korpus i móc prowadzić wojnę z Napoleonem - patrz artykuł "Śląscy ułani i huzarzy z trupią główką, czyli prekursorzy umundurowania SS"
Tablice pamiątkowe dla Legionu Irlandzkiego?
W Żernikach parafię prowadzi ksiądz Tadeusz Rusnak - muszę podesłać mu moje artykuły o Legionie Irlandzkim i 17 Dywizji Puthod. Jak go znam, to w ciągu 2 lat zawiśnie w okolicy mostu na Ślęzy pamiątkowa tablica. A może by tak więcej tych pamiatkowych "irlandzkich" tablic na Śląsku? Konsulat w Poznaniu bardzo pomaga finansowo. Tam działa bardzo aktywny prezes Towarzystwa Polsko-Irlandzkiego, p. Krzysztof Schram. Spróbujcie, bo wiem,że czytacie mnie we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku.