Mam blisko 50 lat i nie pamiętam, kiedy popłakałem się w kinie. Chyba w latach młodzieńczych, kiedy umierał Winetou. W ramach I Licealnej Nocy Filmowej obejrzałem "Małą Moskwę" Waldemara Krzystka. To najpiekniejszy polski romans, jaki oglądałem, romans piękniejszy i głębszy niż "Titanic". Wstydziłem się tych łez. Na szczęście uczniowie nie zuważyli mojej słabości. Teraz czas jednak do nich się przyznać. No, ale czy Moskwa będzie wierzyć tym łzom?
Romans wydawał mi sie nieco niesmaczny. Te potajemne schadzki w takich fatalnych miejscach. I ta miłość po kryjomu. Poza tym jestem mężem. Byłem więc solidarny również ze zdradzanym pilotem radzieckim. - Ostatnio przestałem używać tego słowa, a przecież jeszcze do niedawna byłem mu "wierny". Dzisiaj nie pasuje mi jednak pejoratywne słowo sowiecki. W Tristanie i Izoldzie wszystko było bardziej eleganckie i ubrane w piękne symbole. Zdrada była piękna, bo estetyczna. W "Małej <<Moskwie>>" miało się wrażenie, że jest to jakby miłość obok śmietnika. Denerwował mnie poza tym ten polski oficer - typ takiego niepowiedzialnego i bezczelnego kogucika. A może to taki świadomy brudny realizm Krzystka?
Pointa filmu, a wcześniej głębia miłosierdzia i miłości zdradzanego rosyjskiego oficera były tym, co mnie wzruszyło do szpiku kości. Zatkało mnie. Poczułem się jakbym znowu czytał Bunina i Czechowa. Zresztą nawet córka - owoc tego niebezpiecznego i występnego zwiazku - nie wiedziała, co ma powiedzieć. Ten kult żywiony dla mogiły pospolitej kochanki - "złej kobiety" - jak to wyraził sie jeden z uczniów w pofilmowej dyskusji - ale jednak kochanki Polski, Ewy Demarczyk, pewnie Czesława Niemena i Anny German... Ten kult jest podświadomie wzajemny. Warszawa i Moskwa nie wierzą pewnie moim łzom.
Ja jednak nie wstydzę sie do tych łez jeszcze raz... po latach przyznać.
29 października w RTR Płanieta mówiono - "Wieliki paet Z. Gerbert..." Czyżby Moskwa uwierzyła moim łzom pierwsza?
P>S> 1 Poszedłem za ciosem. W Dzień Zaduszny analizowałem i interpretowałem z III d "Grę Kropotkin" Zbigniewa Herberta. Wielki wiersz, niezależnie od zawartej w nim polemiki z "pokoleniem Marca 68" - "wielikawo poety". Młodzież rozdziawiła gęby poznając teorię wzajemnej pomocy księcia Kropotkina - oni ekscytują "ss"ię tylko Darwinem.
P>S> 2 Doszliśmy do wniosku, że Pan Cogito mieszka jednak w historii. Herbert funkcjonuje przecież na zasadzie wielkiego mitu i legendy nawet w Moskwie. Kto wie, czy o nim nie wiedzą Czczeńcy, a nawet Tatarowie. Czyżby miał zostać najkłopotliwszym poetą Wielkiego Imperium?
P>S> 3 [Skąd taki pomysł, aby tak zapisywać kolejne dopiski - z literatuty rosyjskiej - Wielki Fiodor Dostojewski, "Listy"].
P>S> 4 Zadałem do domu rozprawkę lub felieton "Czy współczesny pisarz może mieszkać w historii?" Tekst trzeba napiasć inspirując się biografią Herberta i wierszem "Gra Kropotkin". Dzisiaj w blogu podpowiedziałem im jak pisać felieton. Myślę, że to dobry gatunkowy przykład. Jutro czas na rozprawkę. Trzeba jednak poczekać na fakty.
P>S> 5
P>S> 6
Dodanych komentarzy: 3
Awatar Romka zostaje bez zmian
Te dwie symboliczne ilustracje czasopisma rosyjskiego "Partner" przesłane mi przez anomnimowych Przyjaciół z Rosji zadecydowały, że trzeba zostawić ptaszka, małe rybki i robale. Przejąć awatar Romka. Trzeba spojrzeć dalej. Podnieść głowę wyżej... Gra toczy się o grubo wyższą stawkę. Głowa w chmurach? - Tak.
ad. Mała Moskwa
To jedna z piękniejszych recenzji, jakie przeczytałam odnośnie tego filmu. Co więcej, pokrywa się z moimi odczuciami. Szkoda tylko, że, aby zrozumieć ten film, trzeba było doświadczyć w życiu czegoś...Mam na myśli zarówno przeżycia osobiste jak i pokoleniowe.
Myślę sobie, że warto młodym o takich historiach przypominać, a może raczej zapoznawać i choć w ten sposób mieć poczucie, że "ta nasza młodość", też miała sens.
No to jesteśmy razem...
Sevil, od razu spodobałeś mi się z tym awatarem - taki z Ciebie św. Mikołaj, a do tego władca - Cieszę się, że odczuwamy podobnie. Ja jestem jednak łobuzem, który zamiast schodzić do "Piwnicy pod Baranami", drukował na obrzeżach Krakowa zakazane książki i woził do Opola i Namysłowa w wieku 18 lat SKS-owską bibułę. Mam pudło z tym, co przywiozłem w tamtym czasie z Krakowa. Nie wiem, co mam z tym zrobić. Komu to oddać? Chcę, żeby to zostało w Namysłowie. Bo to tutaj było czytane. Przechowywane. Pożyczane. Dyskutowane. Tworzyło nie tylko mnie...