20 lipca Brodziec jako ptak pływający
Na nasz moczar, gdzie fotografowałem zimorodka, zaczął od pewnego czasu zalatywać brodziec. Wygniecione przed i pod czatownią miejsce potraktował jako swoje żerowisko. Kiedy siedzę w czatowni i jadalnia jest zajęta, brodziec pływa z konieczności na kłodzie, bosman mat brodziec sam jest sobie sterem żeglarzem okrętem i goni za żywiołkami drobniejszego płazu - z kłody. Wiatr przesuwa ją, a on może żerować w innym miejscu. Kiedy wody opadną, będzie mógł wreszcie Wygnaniec powrócić na swoją płytką wodę i błoto.
Niestety, Sigma kapitana żbika zawodzi, AF wariował, kiedy celowałem na oko. Od biedy łapała ostrość tylko przy kontraście biel korpusu brodźca - jego nakrapiano-brązowe skrzydło. Fota wyostrzona do granic programowych możliwości przy obróbce RAW. Brodziec kiedyś już podszedł kapitanowi żbikowi na 2,5 m - 3,5 m pod czatownię. Ta bardzo ruchliwa bestia ciagle uciekała z kadru, a przy tym dystansie, nawet po zmiejszeniu ogniskowej zawodził AF.
21 lipca - Kajakiem do Matecznika Zimorodka
Wyprawę do Krainy Zimorodka w Dolinie Widawy warto rozpocząć od mostu leśnego między Objazdą a Smogorzowem. Odradzamy z kapitanem żbikiem spławiania się od Idzikowic. Rzeka kompletnie zarośnięta, nie nadaje sie do spływu. Można próbować czynić to Młynówką - odnogą Widawy. Wyprawa na tym odcinku jest prawdziwą szkołą przetrwania. Przeciskanie się przez rzeczne trzcinowiska, brodzenie po uda w wodzie, dźwiganie kajaka. Przy okazji odradzamy zabieranie ze sobą na I wyprawę drzewno-wodną wartościowego sprzętu. My zabraliśmy ze soba aparacik Canona IXUS 80IS, który był bez przerwy zagrożony podtopieniem.
Jeśli chce się dłużej obserwować zimorodka, trzeba zadbać o odpowiednie wdzianko - dla siebie i kajaka.
Jak się okazuje, Widawa z Matecznikiem Zimorodka zawdzięcza swą dzikość bobrom. Sprowadzono je w 1996 r. - pozwolono działać, a resztę zrobiła matka natura.
W głębi olcha świeżo powalona przez bobry. Piękniejsze są jednak w pierwszym planie grążele
Najbardziej zaskoczyły nas złamane pnie w środku koryta rzeki. Wysokie niekiedy na 2m. To dla mnie potencjalne czatownie zimka, bo mój zuch pikuje na główkę nawet z tej wysokości. Rodziny zimków na nich nie spotkaliśmy, bo momentami zmuszeni byliśmy przebijać sie jak atomowy lodołamacz.
I jeszcze jedna stercząca kłoda w środku koryta Widawy. Niestety spławialiśmy się i fotografowaliśmy pod słońce. Byliśmy tak zmęczeni I etapem wyprawy, że nie potrafiliśmy jednak tymi fotami z perspektywy kajaka oddać atmosfery rzeki. Postanowiliśmy tu jeszcze wrócić w woderach i z lepszym sprzętem.
Po drodze zdarzają się szerokie oczka wodne - oazy spokoju i ciszy.
Zdjęcia są takie sobie. Mają one przecież w pewnym sensie charakter zwiadowczy. Okazuje się, że brzeg Widawy od strony Kowalowic jest na kilometrowym odcinku stosunkowo wysoki - ok. 1,5 m. Na tym odcinku nie udało się odnaleźć gniazda i wypluwek zimka. Tak jak przy stosunkowo dobrym świetle - oddać fotkami ducha dzikiej rzeki. Prawy brzeg Widawy jest kompletnie zdziczały. Nie wydeptano tam żadnej wędkarskiej ścieżki – choć po drodze znaleźliśmy zerwany kolorowy wobler.
Reasumując, do Krainy Bobra i Zimorodka najlepiej dotrzeć z mostu leśnego na Widawie. Po przepłynięciu kilometra warto się zawrócić. Spływ będzie wtedy przyjemnością sprzyjająca fotografii, a nie terenową mordęgą. Do niektórych pięknych oczek wodnych można jednak dotrzeć tylko polnymi drogami, miedzami lub buraczyskami.
Przed żniwami prawy brzeg Widawy od strony Kowalowic zamienia się w matecznik dzikiej zwierzyny. Tylko one wydeptują tu swoje ścieżki, ścielą legowiska. Pasą się na burakach, w trawach i zbożach – położonych blisko pradoliny Widawy. Ich szczęście trwa jednak krótko. Przerywa je ryk silników kombajnów, a potem pojawiają się tu myśliwi.
Ta dzikość, przez którą trzeba było wielokrotnie siadać okrakiem na pniu zwalonego drzewa i przeciągać kajak bez kąpieli
Na dębinę naszego zimorodka często przylatywała pozować pliszka. Szkoda, że nie mieliśmy stałoogniskowego obiektywu, który lepiej ostrzyłby ta...ką Modelkę. Fotografia Kapitana Żbika.