Polecane firmy: Klub Biznesu Biznes.Space

Rajd rowerowo-samochodowy wzdłuż granicy polsko-niemieckiej z 1920 roku

Parking Pod Kasztanami, sobota, 24 lipca, godz. 8.00. Moja samotna "gazelka" gotowa do drogi.

Całą noc lało. Na forach „Socjum: Kępno i okolice” oraz  „Namyslowianie.pl” dominował sceptycyzm. Przeważały wypowiedzi  - Raczej nie pojadę. A nad ranem – Nie, no w taka pogodę. Odpadam. Zacząłem się spokojnie pakować o 5.00. Rower z sakwami postawiłem już wieczorem na środku pokoju, bo żony nie było w domu. Wiedziałem, że przed 8.00 przestanie padać. Nie zważając na „wymiękających”,  szykowałem się poważnie do wyjazdu. Byłem przygotowany na najgorszy wariant pogody – gumowane portki i kurtka, ogrodnicze kalosze. Byłem nieprzemakalny. W zapasie oczywiście odzież lekka  na mżawkę – krótkie szybko schnące spodenki, bawełniane koszulki, wygodne sandały i kurtka z gorteksu.  Oczywiście na Parkingu Pod Kasztanami byłem sam. Nie odczekałem nawet kwadransa. Wystartowałem 8.10. Gnałem z wiatrem w plecy. Przez Objazdę, Kowalowice i Głuszynę . Zatrzymałem się dopiero w sklepie w Drożkach  o 9.00. Wysiadła mi zapalniczka. Tym razem nie wziąłem drugiej. Sklepowa z „Pyrlandii” miała kiepściutki utarg – 20 groszy za dwa pudełka zapałek. Napoje, słodycze i dużo jedzenia wiozłem w sakwach. Na krzyżówce do Remiszówki - miejscu zbiórki zjadłem konkretne śniadanie i wypiłem gorącą herbatę z cytryną. Deszcz nie padał. Obejrzałem wskaźniki  z oznaczeniami wielkopolskich ścieżek rowerowych. Drożki to duża wioska.  Najpierw popegeerowskie bloki , ładne domy, typowa remiza strażacka, ciekawy Dom Ludowy, bo w byłym kościele ewangelickim z paskudnymi współczesnymi dobudówkami.

Fragment trasy (czerwona cienka linia) autorstwa Ryczyna. Pierwsz etap wyprawy. Droga asfaltowa Drożki - Głuszyna. Żólte prostokąciki to ocalałe słupki graniczne. Naprzeciwko Lubicy poszukiwana mogiła - podpisana przez Ryczyna "Żołnierze niemieccy".

Punktualnie o 9.30 nadjechało volvo s40 z trzema pustymi rowerowymi bagażnikami. Z samochodu wyskoczyła młoda para. „Ryczyn”  z Żoną. Spirytus movens odwołanego jednak rajdu. Wszyscy przestraszyli się deszczu, który przestał padać. Zapakowaliśmy rower na bagażnik i ruszyliśmy na samochodową wyprawę. Przystanek pierwszy to droga polna biegnąca prostopadle do asfaltu Głuszyna – Drożki. Dawna granica polsko-niemiecka ze starymi słupami granicznymi. Dziś również granica Opolszczyzny i Wielkopolski. Łatwo ją znaleźć, bo biegnie po skraju lasu. Ryczyn prowadzi mnie do tak poszukiwanej przeze mnie mogiły. Według relacji Kazimierza Kulińskiego to właśnie tu są pochowani młodzi z Hitlerjugend i powstańcy warszawscy więzieni w Głuszynie, którzy jesienią 1944 roku kopali rowy przeciwpancerne Linii Barthold. Zostali zastrzeleni podczas próby ucieczki.

Mogiła dezerterów z Hitlerjugend i powstańców warszawskich czy żołnierzy Wehrmachtu?

Pochowano ich tu ok. 30. Zastanawiam się, czy ucieczka była wspólna i czy wszystkich zabito razem. Czy był to jednorazowy akt dezercji i nieposłuszeństwa, czy może tych ucieczek było więcej, a połączyła ich dopiero wspólna mogiła. Grobem  opiekuje się mieszkaniec Rychtala. On z kolei twierdzi, że tutaj są pochowani tylko żołnierze Wehrmachtu zabici w styczniu 1945 r. przez Rosjan. Która wersja jest prawdziwa?  Wydaje mi się to nieco dziwne, że w ramach porządkowania mogił niemieckich nie ekshumowano tych żołnierzy Wehrmachtu pochowanych między Głuszyna a Drożkami (jednak w granicach administracyjnych Opolskiego) na podwrocławski cmentarz żołnierzy niemieckich w Nadolicach, gdzie zebrano w ramach porządkowania mogił niemieckich 13 tys. żołnierzy z Dolnego Śląska i Opolszczyzny? Nim dotarliśmy do mogiły, spotkaliśmy oczyszczony z chaszczy i krzaków słup graniczny z 1920 roku. Nad wytyczeniem  turystycznego szlaku i dbałością o elementy starej granicy polsko-niemieckiej ludzie z kępińskiego skupieni później wokół portalu „Socjum:  Kępno i okolice” pracują od wielu lat. Mają zinwentaryzowane prawie wszystkie ocalałe słupki. Często wydobywają je spod ziemi. Fotografują te, które z braku szacunku do tradycji zostały niegdyś wyrwane z granicy i przewiezione na prywatne posesje.  Szalejące gzy nie dają nam spokoju. Szybko po dotarciu do mogiły robimy fotografie.  Duży brzozowy krzyż znajduje się naprzeciwko folwarku Lubica.  Miejsce pochówku obłożone jest kamieniami i mchem. Uciekamy  do samochodu, by dotrzeć do bardzo ciekawego miejsca granicznego szlaku w Głuszynie, zwanego Smykiem

To pierwsze domostwo z szpetnym betonowym „barokowym” płotem liczone od strony starej stacji kolejowej. Chyba dwa lata temu na podstawie relacji i starych fotografii kępnianie wydobyli spod ziemi stary kamień graniczny z oryginalną farbą numerującą granitowy słupek. To jedyny taki egzemplarz  na granicznym szlaku.

Oryginalny wydobyty z ziemi słup graniczny z czarną farbą i numerami. Z jednej strony wykuta w granicie  litera "P" - z drugiej "D"
 

Przemykamy przez Głuszynę. Trochę dyskutujemy o „Zakręcie Michała”. Potem mijamy krzyżówkę z krzyżem przy drodze na Rychtal. To następna zadbana zbiorowa mogiła ze stycznia 1945 roku. Ona jest również tajemnicza. Według relacji Kazimierza Kulińskiego spoczywa tu 22 zabitych przez Niemców głuszynian i jeńców-powstańców warszawskich. Złożono ich w stodole Józefa Pietrzyka 21 stycznia, już po wkroczeniu wojsk radzieckich, i przez miesiąc nie grzebano. Czekano na identyfikacje i komisję Polskiego Czerwonego Krzyża z Kępna. Dlaczego? Sadzę jednak, że były to ofiary krwawej łaźni z 19 stycznia, której dokonali Rosjanie na dworcu kolejowym. Zagon pancerny ostrzeliwał ludność cywilna z broni maszynowej, taranował czołgami stojące na bocznicy wagony z  ostatnią falą ewakuacyjną z Głuszyny.
Skręcamy do Baldwinowic z charakterystyczną wieżą ciśnień. Jedziemy asfaltem wzdłuż starego torowiska linii kolejowej Bukowa Śląska – Syców. W Baldwinowicach ponownie skręcamy w lewo, by dotrzeć do krytego gontem kościółka. Jest sobota, to jedyna szansa na zwiedzanie świątyni, która do południa jest sprzątana przez dyżurujących mieszkańców wioski. Ryczyn wspomina, że drewniano-murowany kościół w Baldwinowicach to votum ofiarne   za ocalenie życia po pogromie grunwaldzkim. Ta  wzmiankowana w 1414 roku świątynia p.w.  Świętej Trójcy obchodzi może w tym roku 600 lat istnienia. Podczas odwiedzin wielkie wrażenie robi na mnie ołtarz boczny – tryptyk z rzeźbą w polu środkowym Św. Anny Samotrzeć oraz pięknie malowanymi postaciami na skrzydłach – św. Barbarą i św. Katarzyną.  Po zamknięciu tryptyku ukazujesię scena Nawiedzenia z Najświętszą Panną Marią i św. Elżbietą. Piękny późnogotycki ołtarz.

Piękny późnogotycki tryptyk z Baldwinowic z rzeźbioną Św. Anna Samotrzeć i uchylnymi malowanymi skrzydłami. Samotrzeć to staropolski liczebnik zbiorowy wskazujący na trzy osoby, inaczej jedna osoba z dwoma. Ta wielka postać to Św. Anna - matka Maryi, która stoi obok. Święta babcia trzyma Jezusa na rękach.

Sprzątający w kościele baldwinowiczanie pozwalają wejść nam na dzwonnicę. Z czterech dzwonów po wojnie pozostał tylko jeden najmniejszy. Na wieży ciekawa rzecz – trumna, pewnie atrapa strasząca niegdyś parafian wystawieniem przy ołtarzu w Dzień Zaduszny.

Coworkingowa przestrzeń w mieście
Klub Biznesu Biznes.Space

Z Baldwinowic jedziemy do Bukowy Śląskiej. Oglądamy najpierw stary punkt skupu żywca. By wzmocnić przepusty wodne i dwa wjazdy na plac wmurowano tu niegdyś aż osiem oryginalnych słupków granicznych. Powinny one wrócić z powrotem na granicę. Ponoć da się ustalić wg zachowanych map i szkiców miejsce usytuowania każdego granitowego  słupka.
Potem jedziemy  na dworzec kolejowy. Nowość,  otoczenie - szczególnie od strony magazynu towarowego wysprzątane. Torowisko przy bocznicy towarowej w bardzo dobrym stanie. Będzie skąd zacząć drezynowanie.   Z Bukowy oczywiście do Woskowic Małych – do parku i pałacu von Loeschów pięknie remontowanego przez „Zolę”.  Loeschowie to teściowie feldmarszałka Mansteina. Wielu Niemców i Ślązaków  zawdzięcza adiutantowi Ericha von Mansteina życie, bo w odpowiednim czasie poinformował on okoliczną ludność o nadciągających w styczniu 1945 roku Rosjanach i zarządził – wbrew NSDAP - w odpowiednim czasie ewakuację.

Pałac i park Loeschów w Woskowicach Małych na starej widokówce.

Współczesny staw parkowy, park i pałac zaczynają wyglądać lepiej niż na starych pocztówkach. Zarządzany przez "Zolę" pałac Loeschów pięknieje z każdym dniem. Kiedy zwiedzaliśmy park, przekładano dachówkę na pałacowym dachu od strony stawu.

Za ogrodzeniem przypałacowego folwarku napotykamy trzydzieści parę dębów i głaz narzutowy w centrum drzew . Słyszałem niegdyś o tej woskowickiej legendzie. Dęby upamiętniają zabitych podczas buntu chłopów. Drzew  było niegdyś czterdzieści parę – tyle,  ile chłopskich ofiar. Dzisiaj brakuje ok. dziesięciu drzew i pamiątkowej tablicy. Szkoda, bo można by kultywować tę legendę i uzupełnić brakujące drzewa nowymi nasadzeniami. Może ktoś zna lepiej tę historię? Poda dokładną liczbę drzew-ofiar i datę buntu. Woskowiczanie, odezwijcie się.

 

Woskowickie legendarne dęby

Z Woskowic pojechaliśmy do Szymonkowa. Po drodze widzieliśmy budynki zrujnowanego starego browaru i gorzelni, gdzie Haselbach rozpoczynał podbój rynków śląskich i wielkopolskich. Szło mu tak dobrze, że właściciel żądał coraz wyższego czynszu dzierżawnego. Wtedy Haselbach kupił browar zamkowy w Namysłowie, a z czasem cały zamek. Za Szymonkowem dotarliśmy do słynnych asfaltów leśnych pod Komorznem. Wspaniałej sieci dróg, które miały służyć wojskom Układu Warszawskiego jako rejon ześrodkowania. Sporo tu ciekawych górek. Teren idealny na rekreacyjną jazdę rowerem. Wystarczy załadować rower na samochodowy bagażnik i zjawić się  w weekend. Tutaj rozstaliśmy z Ryczynem i jego Żoną. Ja wracałem w deszczu i pod wiatr z dobre dwie godziny do Namysłowa. Oni śmignęli do Kępna  w dwadzieścia minut. Ale co to byłby za rajd bez wysiłku i przygód? Jechałem przez Polkowskie, Strzelce, Drogą Jabłonkową do Rychnowa i Kamiennej. Co to będzie za  supertrasa powrotna, kiedy oddadzą do użytku most między Kamienną a Starym Miastem?

 

Dodanych komentarzy: 37

Szczegółowa mapa trasy rajdu i projekt granicznego szlaku (opracowanie Ryczyna) są do  pobrania na stronie "Socjum: Kępno i okolice". Aby to pobrać, trzeba się zalogować. Warto się pośpieszyć, bo istnienie portalu jest zagrożone. Zresztą znajdziemy u kępnian bardzo dużo ciekawych dokumentów do pobrania.

Ach i jeszcze jedno. Trasa szlaku w 80% przebiega przez Opolszczyznę. Może projekt Ryczyna uzyska wsparcie naszej gminy i powiatu? Osiem słupków granicznych przy punkcie skupu świń w Bukowie Ślaskiej to chyba połowa zachowanych kamieni granicznych na proponowanym szlaku. Powinny one wrócić na swoje miejsce. Jak można być tak beznadziejnie obojętnym wobec swojej historii. Myślę tu o odrzucających w II fazie konkursu projekt Ryczyna. Myślę tu także o wojewódzkim konserwatorze zabytków.

Pozdrawiam wszystkich swoich Czytelników. Mam dobre wieści, przed wszystkim dla Ryczyna i Miłośników granicy reliktowej z 1920 r. Kamienie graniczne z punktu skupu świń z Bukowy Śląskiej wrócą na swoje miejsce. Dokona się tego drogą administracyjno-prawną. Rozmawiałem w tej kwestii z inspektor  Dorotą Podurgiel i kierownikiem Tadeuszem Bagińskim. Odkrywcy znaleziska z portalu "Socjum: Kępno i okolice" zaproponują miejsce ponownego wkopania starych słupów granicznych.

Gmina poszukuje także już teraz ofert drezyn ręcznych i spalinowych. Kierownik Bagiński jest optymistą. Odwodnienie pod wiaduktami za Łączańską, bo torowisko jest mocno zalane, da się zrobić. Myślimy o uruchomieniu odcinka linii kolejowej Namysłów - Bukowa Śląska:)

Anonimie, tych optymistycznych wieści jest więcej. Jeśli udałoby się znaleźć potwierdzenie legendy o czterdziestu kilku dębach z Woskowic Małych, będą nowe nasadzenia dębów z Urzędu. Co jednak, jeśli są to dęby upamiętniające czterdziestu kilku żołnierzy Wehrmachtu poległych po Stalingradem:)? Te legendy w swoich wariantach ustnych są czasami sprzeczne.

Myślałem też o jesiennych wyborach. Jesteśmy straszliwie zatomizowanym społeczństwem. Po roku istnienia "Namyslowianie.pl" nie wytworzyły się za pośrednictwem portalu silniejsze więzi społeczne. Nie spotkaliśmy się ani razu. Powinniśmy byli pójść do wyborów samorządowych ze swoją reprezentacją. Już nie pójdziemy. Jest za późno. Czekają nas cztery lata ciężkiej pracy organicznej. Moje doświadczenia i wnioski są następujące - trzeba różnych form wzajemnych kontaktów urzędników i burmistrza z organizującym się wokół portalu namysłowskim społeczeństwem. Stukanie w  klawiaturę nie wystarczy. Najskuteczniejszy jest kontakt bezpośredni. Czy moje teksty oddziaływują na rzeczywistość? Mam wątpliwości. One trafiają na dobrą koniunkturę kolejowo-rowerową.

Jeśli pomysł z turystyką kolejową wypali to znaczy, że pomysły i inicjatywy oddolne mają sens. Twoje teksty (jak również innych na namyslowianie.pl) mają wpływ na rzeczywistość, bo przedstawiają potrzeby tych, którzy wcześniej nie byli w stanie ich ujawnić. Internet, a tym samy portal taki jaki ten jest miejscem do ujawniania potrzeb i problemów zwykłych ludzi. Miejmy nadzieje, że te potrzeby i problemy zostaną dostrzeżone.

Znalazłem ciekawą relację nieletniego powstańca warszawskiego, Mieczysława Rajmunda Gorzelniaka, więzionego w Głuszynie w obejściu proboszcza (Pfarrhauslager - Gruppe 9 - plebania, stodoła). Wynika z niej, że więźniowie - uczestnicy powstania warszawskiego przebywali w Głuszynie do 20 stycznia 1945 r., do czasu wkroczenia Armii Czerwonej do wioski.

Jest jeszcze jedna relacja z obozu pracy dla powstańców warszawskich - mało znanego  pisarza Jerzego Stegnera. W biogramie publikownym  przy okazji prezentacji jego pośmiertnie wydanej książki "Żydówka Noemi" - wspomina się o obozie Glausche i wyzwoleniu przez Rosjan (jednakże błędnie podaje się, że Glausche to obecnie Głubczyce na Dolnym Śląsku). Wspomnienie biograficzne po ojcu napisały jego dzieci - Tadeusz i Hanna.

Na licytacji znalazłem również kartę pocztową z Pfarrhauslager Glausche, Gruppe 8.

Wśród odznaczonych Krzyżem Oficerskim Odrodzenia Polski przez Ś.P. Lecha Kaczyńskiego w 2008 r. znalazłem " Krzysztofa Kijaka, pseud. „Traszka”, uczestnika walk  w powstaniu w szeregach Zgrupowania „Leśnik”. Został on wywieziony do obozu w Głuszynie koło Namysłowa, a później do obozów we Wrocławiu i Oławie".

 

Entendy......................świetna relacja, proponuję żeby Twój blog był obowiązkowo czytany przez uczniów namysłowskich podstawówek.Pozdrawiam serdecznie

Były namysłowianin

Były namysłowianinie, podbechtałeś mnie pochwałami:) Moja Zosia mówi, że one są przyjemne, ale czynią mnie niekiedy więźniem klawiatury. Ma rację. Uczniowie czytają mojego bloga bez szkolnego obowiązku. Często rozmawiam z nimi o namysłowskich historiach - pytają, podrzucają ciekawe tematy, niekiedy wsiadają na rower lub wędrują. Czytelnicy inspirują i są inspirowani. Taki jest sens mojego blogowania.

Robisz Entedy dobrą robotę, jak tak dalej pójdzie to powstanie mini stronka na wzór Nienałtowskiego - Oleśnica.
Szkoda, że nie udzielają się nasi lokalni historycy i pasjonaci, każdy by coś wniósł i spowodował drążenie wątków. Uważam, że coś takiego jest potrzebne, warto poznać histrorię okolic. Pozdrawiam.

Jeśli chodzi o mogiłę oznaczoną brzozowy krzyżem - między Głuszyną a Drożkami - na skraju lasu, na wysokości Folwarku Lubica - to jest jeszcze trzecia wersja. Podaje ją w formie legendy Wiesław Moliński w "Małych historiach" - tekst "Mogiła". Mają tu być pochowani zabici 1 września 1939 r. żołnierze polskiej placówki granicznej w Głuszynie, którzy wycofywali się ze strażnicy skrajem lasu. Może w tym dogodnym do pochówku miejscu spoczęli wszyscy - polscy pogranicznicy, AK-owcy, młodzież z Hitlerjugend i żołnierze Wehrmachtu? Może to taki leśny cmentarz, który połączył ich wszystkich. W każdym bądź razie znaleziono tu wykrywaczem metali typową wehrmachtowską klamrę. Na pewno spoczywają tu Niemcy. Może warto byłoby pomyśleć o ekshumacji i wyjaśnieniu tajemnicy leśnej mogiły.

Jakoś miesiąc temu gdy NTO wydawała mapy lasów to miejsce było oznaczone na mapce Nadleśnictwa Namysłów i krótko opisane... Był nawet dokładny kwadrat lasu podany (oprócz tego opisano m.in. Lotnisko Namysłów i mogiłę zmarłych na zarazę pod Przeczowem).

Wiesław Moliński jest bardzo znanym leśniczym z Młyńskich Stawów. Sadzę, że podano jego wersję interpretacji mogiły. Taką, jaka rozpowszechniona jest w światku namysłowskich leśników.

Czas na podsumowanie. W postach dyskusyjnych znajdziemy ponadto:

- obóz jeniecki w Głuszynie (Pfarrhauslager Glausche, Gruppe 8, 9 - post 10 (entedy)

- generalmajor Werner Friebe, generalleutnant Helmut Friebe z Drożek (Droschkau) - post 13 (entedy)

- mogiła leśna pod Lubicą (przy drodze Głuszyna - Drożki) - posty 15-18 (entedy, madzik) oraz tekst reportażu;  etap Drożki-Głuszyna [fot.]

- feldmarszałek Erich von Manstein - teść von Loeschów z Woskowic - w tekście reportażu, etap Bukowa Śl. - Woskowice Małe[fot.]

Znalazłem bardzo ciekawy fragment wspomnień pastora Gottfried Roechlinga z ewangelickiego kościoła p. w. Św. Andrzeja ze stycznia 1945 r. w takim sobie tłumaczeniu na język polski:

"Podczas obiadu telefon od pani von Loesch (Lorzendorf/Wawrzeńczyce) [Woskowice Małe - red. entedy]: Maria von Loesch ma wziąć ślub. Wszystko przygotowane, ale jej konfirmator z Breslau (Wrocław), który ma udzielić ślubu, nie zjawił się. Czy mogę za niego wskoczyć? Lorzendorf (Wawrzeńczyce) [Woskowice Małe] nie należą co prawda do gminy Namslau/ Namysłów. „Oczywiście będę”. Cała wieś zgromadziła się w małym kościele. Podczas uroczystości weselnych siedzę naprzeciw marszałka polowego von Mannstein: <<Tak, teraz nasz kraj stanie się polem bitwy, poczujemy, co to oznacza>>.
W czasie gdy jedliśmy, nadeszła wiadomość, że trzeba się ewakuować (Po 8 dniach spotkałem kolumnę z Lorzendorf w powiecie Rechenbach/ Dzierżoniów)".

Wynika z tej realacji, że w ślubie syna w Lorzendorf/Woskowice Małe uczestniczyl sam feldmarszałek Erich von Manstein - a nie tylko jego adiutant, a udzielał go pastor namysłowski Gottfried Roechling, który kierował gminą ewangelicka w Namysłowie w latach 1930-45.

 

Ach i jeszcze jedno - ślub miał miejsce w czwartek 18 stycznia 1945 r. Zadałem sobie pytanie, w jakim kościele odbyły się zaślubiny - w drewnianym w Woskowicach Małych czy rozebranym po wojnie ewangelickim w Woskowicach Górnych? Tego nie wiem.

Ale przy okazji znalazłem bardzo ciekawą historie krzyża oltarzowego z Woskowic Górnych, który dzisiaj znajduje się w nowym kościele ewangelickim w Tychach:

Ave crux spes unica - Bądź pozdrowiony krzyżu jedyna moja nadziejo! - link do bardzo ciekawego tekstu pastora Jana Grossa o niezwykłej historii krucyfiksu z Woskowic Górnych.

 

I jeszcze jeden tekst księdza Jana Grossa z fotografią krucyfiksu z Woskowic Górnych:

Historia pewnego krucyfiksu

Czy aby na pewno von Manstein gościł w Lorzendorf na ślubie syna?

Feldmarszałek miał dwóch synów - Gero i Rudigera. Starszy z nich urodził się 31.12.1922 i zginął nad Jeziorem Ilmen 29.10.1942 roku, jako żołnierz w stopniu majora w 18 Dywizji Grenadierów Pancernych. Rudiger zaś urodził się 19.11.1929 roku i nie brał udziału w wojnie, po 1949 r. był oficerem Bundeswehry. Ożenił się 2.06.1962 r. w Monachium z Irene Honig. Prawdopodobnie żyje do dziś, w aktualnym na 5.04. drzewie genealogicznym rodu Bennecke brak informacji o jego śmierci.

Rodzina von Loesch to rodzina żony Mansteina. Ślub brała najpewniej bratanica Jutty von Manstein (23.12.1900, Woskowice Małe - 1.03.1966, Monachium). Ojciec Jutty, Artur von Loesch (stracił wiele ziem w wyniku decyzji Traktatu Wersalskiego, na początku 20' roku przybył do Lorzendorf młody oficer, który zakochał się w jego córce i poślubił ją 10.06.1920 w Woskowicach). Syn Artura i brat Jutty, porucznik Konrad Julius von Loesch (1899-1940) zmarł 17.03.1940 w Berlinie od ran poniesionych nad Bzurą - jego córka brała ślub 18 I 1945. Być może po jego śmierci jakąś formę opieki nad dziećmi sprawowali Mansteinowie (chrzestni?).

18.1. 45 r pytałem w Lorzendorf (Woskowice Małe) marszałka polowego von Manstein jak można wytłumaczyć tak nagłą ewakuację spod Częstochowy przy  potrójnej gotowości do obrony . Cała wieś zgromadziła się w małym kościele - czyli ślub i wesele odbyły się w Woskowicach Małych.

Madzik, chyba słuszna poprawka i trzeba chyba również uwzględnić w  tekscie reportażu, bo tam też mowa, że Mansteien-Lewinski to teść Loeschów. Tak to sobie zakodowałem. A to prawdopodobnie ojciec chrzestny Marii von Loesch.

A co sądzisz o fotografiach z Jełowej? To Ribbentrop czy Rommel? To bardzo ważne rozstrzygnięcie.

Niestety, upowszechnianie niektórych informacji nie popłaca. Wspomniana w blogu mogiła pod Drożkami w ostatnich dniach została splądrowana. Jacyś pseudo "poszukiwacze" rozkopali grób i go ograbili.

http://www.kepnosocjum.pl/photogallery.php?photo_id=29355

Wielka i niepowetowana strata, że tak się stało. Planowałem w krótkim czasie odwiedzić tę mogiłę aby sporządzić dokumentację fotograficzną. Niestety, już tego nie zrobię, miejse kultu i pamięci zostało bezpowrotnie zniszczone, choć z tego co piszą koledzy z kępnosocjum istnieje pewna nadzieja, ze mogiła jednak nie została zniszczona?! Być może zostało dokononana ekshumacja i mogiła została tylko przeniesiona?

Sprawa jest dziwna i bardzo tajemnicza; wymaga pilnego zbadania i wyjaśnienia, co tak naprawdę stało się z mogiłą?

Czekam na odzew oraz dalsze ustalenia Ryczyna i Jego kolegów w tej sprawie.

Pozdrawiam Was serdecznie i do miłego...

Mogiła została ewidentnie splądrowana przez osoby posługujące się wykrywaczami metalu (świadczą o tym dołki w całej okolicy). Prawdopodobnie kości nadal zostały w grobie i już podjęliśmy starania o dokonanie ekshumacji i ich przeniesienie. Jest to chyba najsłuszniejsza droga dalszego postępowania. 

Dla mnie to co się stało jest szczytem s..a. Bo co innego natknąć się na nieoznaczoną mogiłę w lesie a umyślnie wybrać się na rozkopanie grobu. Ehhh... szkoda słów...

Nie - Panie "oki3000gt" - nazwy mieszkanców miast pisze się małą literą, więc "kępnian" to prawidłowa pisownia i forma gramatyczna. Po co pytać? Wystarczy sięgnąć po słowniki lub "wygooglować". Dobrej Nocki.

 

To, co zapisał w swoim poście Ryczyn 13 maja: "Niestety, upowszechnianie niektórych informacji nie popłaca" - zabolało. Z samotnymi mogiłami na uboczu - czy o nich się pisze czy nie - jest tak samo, są plądrowane. Hieny i tak wyczują zapach zdobyczy. Takie są moje doświadczenia. Widziałem już wiele pięknych przedwojennych mogił, o których nie zdążyłem wspomnieć przed ich zdewastowaniem. Miałem nie odpowiadać, ale skoro temat został odkopany, muszę. Jest mi najzwyczajniej wstyd za innych i przykro. Tym bardziej, że według leśników i Wiesława Molińskiego w tej mogile są pochowani polscy żołnierze-pogranicznicy z września 1939 r. Pan Moliński pisze o tym w  "Małych historiach" - tekst "Mogiła". Mają tu być pochowani zabici 1 września 1939 r. żołnierze polskiej placówki granicznej w Głuszynie, którzy wycofywali się ze strażnicy skrajem lasu. Zresztą,  obojętnie, kto tam jest pogrzebany, to czyn dewastacji mogiły jest godny powszechnego potępienia i klątwy.

Dzięki wpisowi Ryczyna - wielkie dzięki za błyskawiczną informację o zdarzeniu! - udało się doprowadzić do zainteresowania się owym "wyczynem" organów ścigania: przedstawiciel właściciela terenu zawiadomił o fakcie spenetrowania mogiły namysłowską policję, we wtorek patrol udał się na wskazane miejsce i... na gorącym uczynku zatrzymał dwóch namysłowian w czasie ponownej penetracji miejsca - zob. http://www.opolska.policja.gov.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=7387:-ochrona-i-opieka-nad-zabytkami-stan-prawny-i-praktyka&catid=103:informacje-kpp-namysow&Itemid=213 Zabezpieczono wykrywacz metalu i wykopane przedmioty. Aktualnie na polecenie Prokuratury prowadzone jest dochodzenie w sprawie z art. 262 kk. Mam nadzieję, że po zakończeniu śledztwa zabezpieczone metalowe przedmioty trafią do namysłowskiego muzeum i być może uda się wyjaśnić na ich podstawie jakiej narodowości ludzie w mogile spoczywają... Pozostaje jeszcze otwarta sprawa pochówku wykopanych szczątków (czaszka, kości) - w obecnej sytuacji należałoby chyba dokonać pełnej ekshumacji i ponownego pochówku - mam nadzieję, że i namysłowskie Nadleśnictwo, do którego należy teren oraz władze samorządowe podejmą w tym zakresie odpowiednie działania... Jeśli do tego dojdzie, dowiemy się również ile faktycznie osób tam pochowano.

 

"Kępnian" czy "kępnian" - za radą "Entedego" zaglądnąłem do zasad pisowni i interpunkcji internetowego słownika języka polskiego PWN. Gdy mowa o mieszkańcach miasta Kępna to faktycznie "kępnian" (zasada 20.25), ale mieszkańcach regionu to "Kępnian" (zasada 18.10).

a więc kategoryczne " NIE " nie będzie miało raczej miejsca bytu, bo z artykułu udało mi się wywnioskować, iż chodziło o osoby z tegoż właśnie regionu, a może się mylę..., zatem " ...niech język giętki powie wszystko co pomyśli głowa..."
Życzę miłego dnia.

Uroki żywego języka :)

Słyszałem o zatrzymaniu. Jestem w kontakcie z ludźmi ze stowarzyszenia "Pomost", którzy zajmują się ekshumacjami i przenoszeniem żołnierzy na cmentarze wojenne. Byliśmy już rekonesansie po rozkopaniu mogiły. Przeniesienie szczątek będzie najwłaściwszym rozwiązaniem problemu i jeżeli "hieny" nie okradły całkowicie mogiły uda się może wyjaśnić kto w niej spoczywa. 

oki3000gt:

a więc kategoryczne " NIE " nie będzie miało raczej miejsca bytu, bo z artykułu udało mi się wywnioskować, iż chodziło o osoby z tegoż właśnie regionu, a może się mylę..., zatem " ...niech język giętki powie wszystko co pomyśli głowa..."

Spór, kurna chata, jest ciekawy, choć akademicki. Rzeczywiście, gdyby chodziło o mieszkańców regionu, jeśli takowy, prócz powiatu kępińskiego, istnieje(?) - to wielką literą "Kepnianin". Znałem tę regułę, ale mam poważne wątpliwości, czy znajdzie ona zastosowanie dla ludzi skupionych wokół portalu "Socjum: Kępno i okolice" - ich przecież miałem w tekście na myśli, bo w tej nazwie wyraźnie na pierwszy plan wysuwa się miasto Kępno.

Przyczepiłbym się do innego słowa w tekście - z błędem: "kępińskie", bo na pewno trzeba poprawić na "Kępińskie", choć powiat kępiński i ziemia kępińska:). Tak to jest z tymi nazwami nieoficjalnymi i z powiatami zgłaszającymi aspiracje do bycia regionem. Choć nigdy nie przyszło mi do głowy, aby mieszkańca powiatu namysłowskiego, regionu - zapisać wielka literą. Nie wiem, może mam kompleksy:)

 

21 września, członkowie Stowarzyszenia Pomost dokonali ekshumacji splądrowanej kilka miesięcy wcześniej mogiły.

    Rozwiane zostały wątpliwości co do spoczywających w niej osób. Bazując na ich wiedzy i doświadczeniu można przyjąć, że jest to typowa mogiła żołnierzy niemieckich, pojmanych i zabitych przez żołnierzy Armii Czerwonej. Z mogiły ekshumowano i przeniesiono na Cmentarz Wojenny w Poznaniu 16 szkieletów. Zdjęcia z akcji (zatytułowane "Lubica") można zobaczyć pod adresem:

http://www.kepnosocjum.pl/photogallery.php?album_id=821